Po końcowym gwizdku sędziego w meczu z Górnikiem Zabrze piłkarze Jagiellonii Białystok posypywali głowę popiołem. Wysoką porażkę tłumaczyli błędami indywidualnymi i brakiem skuteczności. Żaden z nich nie krytykował decyzji sędziego Mariusza Złotka, choć... byłoby to zasadne.
[ad=rectangle]
Arbiter ze Stalowej Woli podjął w tym pojedynku dwie nie do końca słuszne decyzje, które miały kluczowy wpływ na wynik końcowy zawodów. Najpierw odgwizdał domniemane zagranie ręką Marka Wasiluka po strzale Łukasza Madeja, które skończyło się rzutem karnym dla zabrzan.
Telewizyjne powtórki pokazały jednak, że piłka najpewniej w rękę obrońcy Jagi w ogóle nie trafiła, a jeśli tak, to ta i tak była nieruchomo ułożona przy ciele.
Ponadto w końcówce spotkania, kiedy piłkę do bramki rywala z bliska wpakował Mateusz Zachara wydawało się, że w momencie dogrania futbolówki przez Romana Gergela najskuteczniejszy napastnik Górnika był metr przed ostatnim defensorem białostoczan.
Gdyby w tej sytuacji chorągiewka arbitra liniowego powędrowała w górę, to gospodarze nie mieliby prawa do narzekań. Inna sprawa, że o ofsajdzie strzelca przekonania nie mieli sami zawodnicy Jagiellonii, którzy - o ile przy sytuacji z rzutem karnym rzucili się z pretensjami do arbitra - tym razem jedynie opuścili głowy.
O dziwo zastrzeżeń do pracy arbitra po końcowym gwizdku sędziego nie miał też trener Jagi. - Rzut karny? Nie ma co polemizować. Sędzia gwizdnął, więc był rzut karny. Sędzia dobrze prowadził te zawody - mówi Michał Probierz. Doinformowany przez dziennikarzy, że zarówno "jedenastka", jak i trzecia bramka były kontrowersyjne podkreślił z przekąsem: - To był bardzo dobry mecz sędziego Złotka.
[event_poll=28232]
Czy sędziowie wypaczyli wynik meczu w Zabrzu? 
