PGE GKS awansował, ale nie zachwycił

Pierwsza drużyna T-Mobile Ekstraklasy pokonała 1:0 Sandecję Nowy Sącz i zagra w 1/16 finału Pucharu Polski. Pierwszoligowiec okazał się wymagającym rywalem, a faworyt nie pokazał wielkiej piłki.

Można było oczekiwać, że PGE GKS pokaże się z lepszej strony. Goście mogą być zadowoleni chyba tylko z samego wyniku. Jedyną bramkę strzelił Michał Mak w 70. minucie spotkania. Wtedy Sandecja grała już w dziesiątkę.

Faworyt nie pokazał finezyjnej piłki, ale spełnił swoje zadanie. - Naszym celem był awans do następnej rundy. Niedawno graliśmy w I lidze i zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ten mecz nie będzie łatwy. Początek spotkania mieliśmy pod kontrolą i mogliśmy to udokumentować rzutem karnym. Nie wykorzystał go Michał Mak i w przeciwieństwie do podobnego momentu spotkania ze Śląskiem Wrocław, drużyna zareagowała negatywnie. Zaczęliśmy grać słabo, dopuściliśmy przeciwnika do akcji ofensywnych. Mecz nie był ciekawym widowiskiem, ale najważniejsze, że wygraliśmy - powiedział trener bełchatowian Kamil Kiereś.
[ad=rectangle]
- Mimo kłopotów pokazaliśmy w II połowie determinację. Mieliśmy też trochę kłopotów zdrowotnych przed spotkaniem. Z powodu kontuzji w domu zostali Alexis Norambuena i Pavel Komolov. Adrian Basta ucierpiał już po poprzednim meczu, a na rozgrzewce znów poczuł ból w nodze i nie chcieliśmy ryzykować. W jego miejsce wszedł Szymon Sawala. Nie chcę jednak tłumaczyć kontuzjami naszej gorszej postawy. Chciałbym, by zespół wrócił do poziomu z 4 meczów ekstraklasy, bo tym razem nie zaprezentowaliśmy się tak dobrze - dodał.

Sandecja Nowy Sącz nie nawiązała do poprzedniego sezonu. Zamiast na ćwierćfinale Pucharu Polski, zakończyła swoją przygodę na 1/32. Mimo to trener biało-czarnych pozytywnie ocenił postawę swoich piłkarzy.

- Z liderem ekstraklasy zagraliśmy dobry mecz. Pierwsze 20 minut Bełchatów był lepszy, potem my doszliśmy do głosu i utrzymywaliśmy się przy piłce. Mieliśmy dobrą okazję, ale Maciej Bębenek główkował obok bramki. W drugiej połowie byliśmy równorzędnym przeciwnikiem dla GKS-u. O losach potyczki rozstrzygnął moment, gdy Adrian Frańczak dostał czerwoną kartkę, a grając już w dziesiątkę straciliśmy jedynego gola. Cieszy mnie szczególnie to, jak drużyna prezentowała się w ostatnich 20 minutach. Graliśmy w piłkę i mieliśmy dalsze możliwości, choćby w momencie gdy z dobrym strzałem Łukasza Grzeszczyka poradził sobie bramkarz gości. To spotkanie jest dla nas dużą mobilizacją do dalszej pracy - skomentował Jozef Kostelnik.

Komentarze (0)