Marcin Robak: Gdybyśmy poszli za ciosem, Lech na pewno by się nie podniósł

Marcin Robak dał Pogoni prowadzenie w meczu z Lechem. Dlaczego szczecinianie go nie utrzymali? Zdaniem ich snajpera kluczowy był brak zimnej krwi w pierwszej połowie.

- Przed przerwą mieliśmy przewagę zarówno w posiadaniu piłki, jak i sytuacjach strzeleckich. Szkoda, że po golu na 1:0 nie poszliśmy za ciosem. Myślę, że gdybyśmy trafili po raz kolejny, Lech by się już nie podniósł. Przy tej skromnej stracie poznaniacy się natomiast pozbierali i dążyli do wyrównania. Efektem był gol na 1:1 - zanalizował Marcin Robak.

W ubiegłym sezonie 31-latek wbił Kolejorzowi aż sześć bramek w dwóch meczach. W sobotę trafił do siatki raz, lecz w przerwie musiał opuścić murawę z powodu kontuzji. Na ile jego nieobecność wpłynęła na postawę Portowców? - Uważam, że cała drużyna zagrała dobrze i z tego brały się sytuacje strzeleckie. Jeśli chodzi o mnie, to cieszę się, że znów w starciu z Lechem udało mi się zdobyć bramkę. To duża radość także dla naszych kibiców. Szkoda tylko, że moje trafienie nie zaowocowało trzema punktami - stwierdził.
[ad=rectangle]
Robak przyznał, że po 45 minutach sobotniej potyczki nie był w stanie kontynuować gry. - Miałem problemy z mięśniem dwugłowym i niestety nie było żadnych szans na dalszy występ.

Jak szczecinianie odebrali remis w Poznaniu? - Czujemy duży niedosyt. Lech w drugiej połowie miał kilka okazji, ale gola strzelił w nieoczekiwanym momencie - gdy pomógł mu rykoszet. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy dowieźć skromne prowadzenie do końca. Taki zresztą mieliśmy cel. Wcale nie jechaliśmy na to spotkanie z minimalistycznym nastawieniem - zakończył snajper Pogoni.

Komentarze (0)