- W klubie gorzej być już nie może - pierwsza część rozmowy z Andrzejem Prawdą, trenerem Odry Opole

- Jeżeli to padnie to pytam, co dalej z tą historią?- retorycznie pyta w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFaky.pl po rundzie jesiennej trener Odry Opole Andrzej Prawda. Niebiesko-czerwoni zakończyli zmagania z dorobkiem 21 punktów, co wydaje się być dobrym wynikiem, zważywszy na beznadziejną sytuację klubowych finansów. Nim została poświęcona pierwsza część rozmowy, którą publikujemy poniżej. Szkoleniowiec opolan, który sam szukał rozwiązania dla tej trudnej sytuacji, stwierdza w niej: - W piłce nożnej jak w życiu, najłatwiej można wszystko rozwalić, rozbić w pył, ale o wiele trudniej jest zbudować od nowa.

Mateusz Dębowicz: Panie trenerze co pan czuje wchodząc do szatni, patrząc na zawodników i widząc ich problemy?

Andrzej Prawda: Na ostatniej konferencji pozwoliłem sobie na taki żarcik, że powinien powstać nowy przedmiot dla trenerów piłki nożnej trafiających do takich klubów jak aktualnie Odra. Wiadomo, że nie jesteśmy jedynym klubem tego typu, ale przydusiły nas troszeczkę problemy organizacyjno-finansowe i tak to wygląda. Przedmiot, o którym wspomniałem powinien nazywać się: "Sposoby przełamywania kryzysów albo motywowanie zespołu, który nie otrzymuje pensji". Mówiłem to w formie żartobliwej, ale ani mi, ani zawodnikom, ani kierownictwu klubu nie jest do śmiechu. Mamy świadomość tego, że każdy dzień jest tylko wzajemnym pogrążaniem się i chłopcy roztaczają już takie katastroficzne wizje, że sam zaczynam się bać, dopuszczając myśli, że padnie klub. Jeżeli mówi się o czymś w kwietniu, mówi się o czymś w maju, później w czerwcu. Jeżeli dostaje się licencję na poczet tego, co ma się wydarzyć. Jeżeli później jak pijany słupa czepia się jedynej wersji wydarzeń, gdzie wiadomo, że coś może się wydarzyć, to potem po trzech czy czterech miesiącach okazuje się, "że król jest nagi". Okazuje się, że ktoś, kto miał wolę, chęć i to deklarował - z tego, co wiem, a nie chcę wiedzieć wszystkiego, bo im człowiek mniej wie, tym mniej się denerwuje - a później podaje coraz to nowe daty to coraz bardziej zaczyna to przypominać zabawy z dziećmi w piaskownicy. A co do katastroficznych wizji to już słyszałem takie opowieści, że będziemy grać juniorami i tak dalej. Zapewniam, że nikt nie dopuści takiego klubu do żadnych rozrywek. Nie wiem, w jakim kierunku to dalej pójdzie. Moim zdaniem należy szybko rozpisać w trybie natychmiastowym kolejny przetarg, chociaż wiem, że jest koniec roku i nie wszyscy mają chęć i możliwości, żeby rozglądać się za inwestycjami. Trzeba go bardziej nagłośnić, bo wszystko było przygotowywane dla tego człowieka, który deklarował wolę kupna. A teraz tłumaczenie, że światowy kryzys finansowy dotknął Odrę Opole rozwala wszystkich dookoła. Nie wiem jak z tego wyjdzie zarząd. O pieniądze się nie boję, bo prędzej czy później wszyscy je dostaniem, bo nie ma innej możliwości. Chyba, że na szalę rzuci się 60-letnią tradycję tego klubu, historię i honor regionu i wystawi je na pośmiewisko całej Polski. Można to było załatwić inaczej, ale teraz to jest takie gdybanie. Były tereny, były perspektywy, ale i tak pytam, gdy te grunty zostaną sprzedane to przecież i tak 80 procent tej kwoty idzie na spłatę zadłużenia i za rok mamy ten sam problem, tyle że nie mamy już Zakrzowa. A miasto jak miasto. Sam wyszukałem projekt tej uchwały o pomocy samorządu dla sportu kwalifikowanego, sam ją próbowałem rozpropagować. Zajął się tym radny Brzeziński. Jeżeli ta inicjatywa wypali to jest to jedyna szansa, żeby tą Odrę ratować, bo ja tutaj nikogo innego do pomocy nie widzę. Zresztą nie jestem tutaj od podpowiadania czy szukania rozwiązań tylko od trenowania, a 70 procent czasu nie poświęcam na to, do czego jestem powołany, ale na gaszenie pożarów, tłumaczenie, rozmawianie z chłopakami. Niekiedy nawet na fantazjowanie, że są problemy, ale jutro ich nie będzie. Mam taką nadzieję, a nie, że coś się zmarnuje. Proszę popatrzeć, co się dzieje z klubami, w których coś się kiedyś zabałaganiło, nie tylko z powodów finansowych. Konstrukcja psychiczna zespołu piłkarskiego jest tak skomplikowana, że czasami człowiek nie naciśnie jakiegoś - nazwijmy to - guzika i się robi, co się robi. Weźmy przykład GKS-u Katowice. Przecież to jest zespół, który kadrowo, tradycją i jeszcze nie wiem, czym powinien brylować w tej lidze. W Górniku Zabrze właściwie nie wiedzą, co robić z pieniędzmi, a ciułają punkt po punkcie. I taka gra pozwoli tylko spaść z Ekstraklasy. To samo jest u nas, tyle że problemy są inne. Był szacunek dla prezesa, bo ci chłopcy do pewnego momentu bardzo wierzyli. Zresztą wszyscy wierzyliśmy, a prezes chyba najbardziej wierzył w to wszystko. Ale powtarzam nie można działać metodą partyzancką, bo to jest za poważny klub i za poważne pieniądze w tym wszystkim.

Mówi pan o gaszeniu pożarów. Co pan może zrobić i powiedzieć, gdy przychodzi do pana zawodnik i mówi, że nie ma bilet, opłaty, a za chwilę ma wyjść na boisko i grać?

- Zacznijmy od tego, że nie prowadzimy rozmów indywidualnych, bo one do niczego nie prowadzą. Wyglądałoby to jakbym jednemu obiecał, a drugiemu nie, tym bardziej, że nie mam czego obiecać. Mogę powiedzieć, że ja też uczestniczę w tym wszystkim jako pracobiorca. Tym bardziej nie mogę znaleźć żadnych racjonalnych argumentów, które uspokoiłyby zespół, dlatego odwołuję się tylko do ich sportowej ambicji i tego, o czym mówiłem wcześniej. W piłce nożnej jak w życiu najłatwiej można wszystko rozwalić, rozbić w pył, ale o wiele trudniej jest zbudować od nowa. Utrzymanie czegoś na jakimś poziomie też nie jest łatwe, ale bardziej realne. A tak niech się wydarzy jakiś kataklizm i Odra Opole wraca do B-klasy. O tym, jakie to przynosi efekty przekonały się kluby, które już tego próbowały. Nawet, jeżeli ktoś zdecydowałby się reanimować Odrę w ten sposób to przypominam, że na to i tak trzeba mieć pieniądze. A jak teraz nie ma to znaczy, że będą za kilka lat? Wiem, że to jest przykry temat. Zdaję sobie sprawę, że nie można wszystkiego zrzucać na barki miasta, ale jest ono jedynym - nazwijmy to sponsorem - od którego możemy liczyć w tej chwili na jakieś kwoty. Mogę jednak wymienić nazwy kilku klubów, gdzie współpraca z miastem układa się bardzo dobrze, gdzie włodarze zrozumieli, że klub to jest wizytówka, ikona, coś, co promuje miasto. Opowiem kolejną anegdotę: po meczu z Arką Gdynia, w którym mogliśmy się czuć moralnymi zwycięzcami w społecznym odczuciu zrobiliśmy więcej dla promocji miasta i jego wizerunku niż 1000 ulotek z napisami "Opole - nasze miasto". Dopóki władze nie zrozumieją, że takie coś - przynajmniej medialnie - jest olbrzymim majątkiem, tak długo będzie tutaj tak jak jest. To nie jest dla przyjemności tych chłopców uganiających się za piłkę, bo to jest ciężka harówka. To jest przyjemność dla tych czterech, pięciu tysięcy, którzy przychodzą na trybuny. Zresztą muszę tutaj powiedzieć, że jestem pod wrażeniem opolskich kibiców, bo ostatnie mecze były wspaniałe w ich wykonaniu. Żadnych przekleństw, prowokacji, fajne oprawy - jestem pod wrażeniem tych młodych ludzi. Są to młodzi ludzie chowani na legendzie tej Odry przez swoich ojców, dziadków i jeżeli to padnie to pytam, co dalej z tą historią? Z tymi Tycami, Młynarczykami... Czy ktoś o tym myśli? Ja tego nie wiem. Narzekaliśmy na tych Holendrów, ale ktoś tutaj - złośliwie, bo złośliwie - ale powiedział, że dopóki byli Holendrzy to były pensje. Pieniądze właściwie skończyły się z ich odejściem. Były wprawdzie jakaś częściowa, rachityczna wypłata, ale i tak wynegocjowana jeszcze za czasów poprzedniego Zarządu . W tym miejscu należy się wielki pokłon dla ECO, bo dzięki nim właściwie nie przymieramy głodem. Dobrze, że wygrywamy te mecze i są premie, ale to też jest jeszcze wynegocjowane kiedyś. W takiej sytuacji wchodząc do szatni odwołuję się tylko do duszy sportowców u zawodników, do ambicji, chociaż mam świadomość, że oni czasami mają to bardzo głęboko w poważaniu, bo wiedzą, że finansowo to nie ma znaczenia czy on wygra, przegra czy zremisuje. A jeszcze jak przychodzą takie mecze jak z Widzewem to można się tylko pójść i powiesić (bramka dla gości z rzutu wolnego w 94. minucie - przyp. MD). Mówię im, że w klubie gorzej być już nie może, ale przynajmniej my ze sportowej strony postarajmy się pomóc, bo jeśli ktoś będzie chciał wesprzeć klub to spojrzy w tabelę i zapyta "gdzie jesteście?". Nie będzie go obchodziło, że nie bierzemy pensji, tylko interesowało go będzie czy pomagać drużynie z końca tabeli czy z mocnego środka. Już nie mówię o tym, że gdybyśmy wygrali, co było do wygrania i zremisowali, co było do zremisowania to dzisiaj mielibyśmy tych osiem punktów więcej i mielibyśmy spokojnie piąte, szóste miejsce.

Jest pan doświadczonym trenerem i dużo już pan widział. Dziwi pana, że tym zawodnikom rzeczywiście chce się grać, chociaż dostają za to tylko wodę mineralną?

- Ja sobie tutaj nie przypisuje żadnej roli, chociaż rolą trenera jest dotrzeć do zespołu mimo wszelkich przeciwności losu. Robię, co mogę. Nie raz w formie żartobliwej, nie raz w formie poważnej, pytam: "jeśli nie to - to co?". Tłumaczę im: "Panowie, nie gracie dla mnie, gracie dla siebie. Im lepiej będziesz się prezentował tym więcej będziesz wygrywał. Jak będziesz wygrywał, będziesz zarabiał. Jak będziesz wygrywał i grał dobrze to jeszcze cię ktoś zauważy". Nie mówię tego do tych chłopców, którzy mają ponad 30 lat, bo - przy całym szacunku dla nich - ich kariera powoli dobiega końca. Kieruję to do grupy młodych, fajnych chłopców, którzy coś w tej piłce chcą osiągnąć. Myślę tutaj o Adamie Orłowiczu, nawet o Feciu, Ganowiczu, Surowiaku, Odrzywolskim. Nawet ten Charlie, który trochę komicznie robi te zmiany, czasami dobrze się pokazuje. Ci starsi też wiedzą, że to nie wypada, żeby tylko ci młodzi walczyli. Nie raz jest tak, że to nawet oni więcej walczą, ale to wynika raczej z tego, że więcej potrafią z tą piłką zrobić. Tak to wygląda na dzień dzisiejszy.

Dwóch zawodników - Pontus i Karasiak - nie wytrzymało tej sytuacji i poprzez PZPN rozwiązało swoje kontrakty z Odrą. Ma pan jakiś żal do tych piłkarzy o podjęcie takiej decyzji?

- Jeżeli chodzi o Pontusa, bo ten temat ciągle się przewija, powiem szczerze - Marcin sam sobie "strzelił w kolano". Dostał olbrzymią szansę, obdarzyłem go dużym zaufaniem. W pierwszych meczach wychodził w podstawowym składzie i seryjnie marnował sytuacje. Ja jestem z natury człowiekiem spokojnym, ale gdy w Jastrzębiu mamy ciężki mecz, Józefowicz wychodzi sam na sam, a on zabiera mu piłkę i okazuje się, że był na spalonym to można się zdenerwować. Pomijam już inne sytuacje jak np. mecz w Opolu z Turem Turek. Nie chcę ich teraz wyliczać, zresztą nie chcę ich nawet pamiętać. Marnował tak dużo sytuacji, że doszedłem do wniosku, że jeżeli ktoś inny będzie na jego miejscu to może będzie lepiej. Problemem było jednak to, że tego innego nie było. A z tym "strzałem w kolano" to było tak, że gdy wszyscy cierpimy tutaj tą biedę i czekamy na zarobione pieniądze, on jako jedyny poleciał do PZPN-u i zaczął się na to użalać. Nie zrobili tego ludzie, którzy mają naprawdę trudne warunki finansowe. Tutaj są chłopcy, którzy gdzieś zainwestowali pieniądze i piłka nożna jest częścią ich planu na życie. Ktoś się buduje, koś kupił mieszkanie, ktoś samochód czy coś innego. Nie są to ekscentryczne potrzeby jak na młodego człowieka, który buduje swoją przyszłość. Nagle to wszystko się wali, bo nie ma z czego zapłacić. Wiem, że chłopcy się pozapożyczali na spore kwoty, żeby realizować te przedsięwzięcia. Okazało się, że ten, który najbardziej zawiódł, na którego wszyscy liczyliśmy, poleciał pierwszy do PZPN-u na skargę. Ma do tego prawo i mu tego nie odbieram, ale w tym momencie przestał być członkiem tej społeczności. Z Karasiakiem była trochę inna sprawa. Mam tutaj trochę pretensji, bo tak naprawdę Błażeja można było utrzymać w tym klubie za 300 złotych. Tyle przynajmniej wyliczono na posiedzeniu Wydziału Gier. Można to było nawet wyjąć z kieszeni, dać mu i zadzwonić do PZPN-u, że wszystko jest uregulowane. Ale on też był trochę utożsamiany ze sprawą trenera Delahaije i tymi wszystkimi zawirowaniami. Nie chcę nawet o tego wracać, bo nie dotyczyło mnie to bezpośrednio. Sprawa Karasiaka była inna, ale i jednego i drugiego nie mamy już w klubie. Błażeja mi trochę szkoda.

Boi się pan, że inni mogą pójść tą drogą?

- To nie jest kwestia mojego strachu. Jeżeli nadal tak będzie to wszyscy tak zrobią. Trzeba przecież zarabiać pieniądze. Wydział rozpatruje takiej sprawy w terminie 15 dni, więc piłkarze nie będą mieli na co czekać. To może być lawina tego wszystkiego i możemy na dobrą sprawę 1 stycznia zostać z czterema juniorami, bez pieniędzy i zespołu. Teraz mamy zespół, a nie mamy pieniędzy. Na co mają czekać Józefowicz, Ganowicz, Copik, Surowiak? Myślę, że na nich i kilku innych bardzo szybko znajdą się chętni, bo są kluby, które nie wiem jak to robią, ale mają pieniądze, żeby grać i normalnie. Przyszedłem tutaj dwie godziny przed meczem ze Stalą, a atmosfera była jak w jakimś A-klasowym zespole - nikogo nie ma, cisza, spokój. Jak wchodzą tutaj trenerzy, moi koledzy z całej Polski, którzy tu przyjeżdżali jeszcze jako zawodnicy i spotykamy się w moim pokoju trenerskim to słyszę, że nic się nie zmieniło od 20 lat, od jego ostatniego pobytu w Opolu. To też jest wizytówką klubu. Przychodzą takie dni, że osiem zespołów juniorskich ćwiczy na zakolach boiska, a tam strach iść, żeby nie skręcić nogi, nie mówiąc o trenowaniu. Póki co mamy Zakrzów, ale też są dni, że jest tam kocioł. A w takiej sytuacji robi się trybunę za 12 milionów na stadionie Gwardii. Z całym szacunkiem, ale jeżeli ja buduję dom i nie mam pieniędzy na dach to nie wstawiam mebli za miliony złotych. To byłoby budowanie od drugiej strony.

A wierzy pan, że coś się zmieni, że będzie lepiej?

- Powiem szczerze, że nie bardzo widzę perspektywy. Oczywiście w bajkach zdarzają się cuda, że przyjeżdża rycerz na białym koniu i mówi, że tutaj coś się będzie działo. W Opolu a ani rycerza, ani konia nie widać. Na mój gust jedynym rozwiązaniem jest, żeby miasto kupiło te grunty, żeby zrobiło tam tereny na zabudowę socjalną czy odsprzedało to później komuś. Ewentualnie jest też wersja radnego Brzezińskiego, którego trzeba poprzeć, bo wiem, że ma sporą opozycję w radzie miasta. Jeżeli to nie przejdzie to nie ma klubu. Wpadam w takie katastroficzne wizje, ale taka jest prawda.

Drugą część rozmowy z Andrzejem Prawdą opublikujemy na łamach portalu SportoweFakty.pl w środę. Znajdą się w niej kwestie gry zespołu, jego dorobku punktowego i ewentualnych planów na przyszłość, bo jak na razie trener opolan stwierdził jedynie, że: - Mówienie, co będziemy robili za miesiąc czy półtora graniczy z magią.

Komentarze (0)