Golkiper z Nowego Sącza utrzymywał swoją drużynę w grze tak długo jak było to możliwe. Wygrywał pojedynki sam na sam, sparował instynktownie dwa uderzenia głową i zatrzymał strzał Daniel Bruda z rzutu karnego. Okazało się jednak, że limit szczęścia Marka Kozioła i całej Sandecji istnieje i w końcu Flota Świnoujście otworzyła wynik meczu w 39. minucie po zagraniu Sławomira Cienciały.
[ad=rectangle]
- Boli mnie taki obrót wydarzeń. Forma bramkarska dopisuje, zrobiłem dosłownie wszystko co mogłem, a po ostatnim gwizdku nie mam żadnego powodu do radości. Przegraliśmy z Flotą, która bez wątpienia zasłużyła na punkty. My natomiast rozegraliśmy bardzo słaby mecz - przyznał szczerze Kozioł.
Po stracie gola Sandecja miała niezły okres w grze. Nie potrwał on długo. - Obudziliśmy się po zmianie wyniku. Późno, ale faktycznie ruszyliśmy do przodu i akcje ofensywne zaczęły się kleić. Zabrakło skuteczności i precyzyjnego, ostatniego podania, żeby poprawić wynik w drugiej połowie. Flota wykorzystała swoją sytuację na 2:0 i tym golem nas już chyba całkowicie dobiła - wspomniał golkiper o pierwszym po powrocie do Świnoujścia trafieniu Charlesa Nwaogu. - To bardzo ruchliwy i groźny zawodnik, na którego zawsze trzeba uważać – skwitował krótko Kozioł.
Po niedzielnym meczu Sandecja spadła w tabeli za Flotę, która zmaga się z katastrofalną sytuacją organizacyjną. - Przyjeżdżając do Świnoujścia nikt nie zastanawia się nad problemami finansowymi rywala. Biorę pod uwagę tylko sport. Czy Sandecja złapała zadyszkę? Nie wiem, ale na pewno nasza sytuacja zrobiła się mało komfortowa. Mam nadzieję, że szybko poradzimy sobie z tym i w następnych meczach powalczymy więcej i efektywniej.