Sporna sytuacja miała miejsce w 16. minucie starcia. Po dośrodkowaniu Szymona Pawłowskiego do piłki doszedł Kasper Hamalainen i oddał strzał głową. Z perspektywy trybun trudno było ocenić, czy Arkadiusz Malarz zdołał wybić piłkę, zanim ta pełnym obwodem przekroczyła linię bramkową. Sędzia Tomasz Musiał i jego asystent nie mieli wątpliwości i wskazali na środek boiska.
[ad=rectangle]
- Na pewno piłka nie przeszła całym obwodem - mówił stanowczo golkiper PGE GKS Bełchatów, który w niedzielę wyciągał piłkę z siatki częściej niż dotychczas w całym sezonie. - Nie wiem, jak to teraz jest uznawane, czy wystarczy, żeby była na linii, aby uznać gola... Z mojej perspektywy bramki nie było, ale sędzia ją uznał. Szkoda... - dodał doświadczony bramkarz.
O wersję wydarzeń z feralnej sytuacji zapytaliśmy również strzelca bramki. - Tak dokładnie, to nie wiem, co się wydarzyło - powiedział Fin. - Myślałem, że będzie rzut rożny, bo bramkarz wybił piłkę z bramki, a nie widziałem dokładnie tej sytuacji. Dopiero kilka sekund później usłyszałem, że wszyscy się cieszą i dopiero zrozumiałem, że strzeliłem gola - przyznał szczerze.
Bełchatowianie nie starają się zrzucić porażki na feralną sytuację. - Bramki padały po błędach, których najbardziej mieliśmy się wystrzegać. Wypadliśmy w Poznaniu podobnie jak jakiś czas temu Zawisza Bydgoszcz. Nie byliśmy niestety drużyną - powiedział na pomeczowej konferencji Kamil Kiereś, trener GKS.