Na przełomie czerwca i lipca Palermo było skłonne zapłacić za "Kamyka" ok. milion euro, ale Lech odrzucił ofertę, licząc na to, że z 22-latkiem w składzie jego szanse na awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej będą wyższe. Wicemistrz Polski ostatecznie pożegnał się z rozgrywkami już w III rundzie eliminacji, a Kamiński na rundę jesienną został w Poznaniu.
[ad=rectangle]
Według nieoficjalnych informacji władze Lecha obiecały jednak swojemu zawodnikowi, że jeśli w styczniu pojawi się chętny na jego usługi, to nie będą czynić mu problemów przy zmianie barw. Kamiński nie ukrywa, że chciałby spróbować sił w mocniejszej lidze, ale wypowiada się w tej kwestii bardzo dyplomatycznie.
- To nie jest tak, że mam coś obiecane. Na zagraniczny transfer muszę sobie zasłużyć. Najpierw muszę dobrze grać, żeby w ogóle ktoś na mnie spojrzał. Dopiero, gdy przyjdzie jakaś oferta, to będziemy się nad zastanawiać. Musi się zgodzić Lech. Daleka droga do transferu - mówi były młodzieżowy reprezentant Polski.
W sobotę dobrze poinformowany Gianluca Di Marzio ze Sky Italia, który w czerwcu jako pierwszy podał, że Palermo chce sprowadzić Kamińskiego, zakomunikował, że obrońcą Kolejorza poważnie zainteresowana jest Borussia Dortmund. Co na to "Kamyk"?
- Nawet nie mam nic do powiedzenia na ten temat. Dowiedziałem się o tym od kolegów w autobusie w drodze do Krakowa. Na początku w ogóle pomyślałem, że to z Karolka (Linettego - przyp. red.) sobie żartują. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to do mnie mówią - opowiada Kamiński i dodaje: - Nie kontaktowałem się z menedżerem. Przeczytałem o tym i zostawiłem to, bo chciałem się skupić tylko na meczu z Wisłą. Nie zastanawiałem się, skąd to się wzięło, czy to jakiś żart.