Kamil Grosicki: Po operacji bardzo schudłem

Pomocnik Stade Rennais [tag=4947]Kamil Grosicki[/tag] przyznał, że rehabilitacja po kontuzji łokcia przebiega prawidłowo. - Według planu 2 lutego wracam do normalnych zajęć z drużyną - powiedział skrzydłowy.

Po złamaniu ręki w meczu Polski z Gruzją wrócił pan już podobno do treningów?

- Od końca grudnia ćwiczę indywidualnie, ale na pełnych obrotach. Miałem też już kilka zajęć z piłką i wszystko idzie ku dobremu, jednak za wcześnie na razie na jakieś gierki kontrolne z drużyną. Kiedy podawaliśmy sobie piłkę ktoś niechcący dotknął mojego łokcia i jednak poczułem ból. Wszystko musi się jeszcze zrosnąć, a ja muszę wzmocnić mięśnie. Pod koniec stycznia przyjadę do Polski na trzydniową rehabilitację i konsultację u lekarza, który mnie operował. Według planu 2 lutego wracam do normalnych zajęć z drużyną.
[ad=rectangle]
Przed urazem grał pan regularnie w Stade Rennais, a także w reprezentacji Polski. Te tygodnie bezczynności były ciężkie?

- To była moja pierwsza poważna kontuzja w karierze. I to od razu złamanie. Szczęście w nieszczęściu, że to ręką, bo gdybym złamał nogę, dopiero byłby dramat. Najgorszy był pierwszy miesiąc, kiedy siedziałem w domu w Szczecinie, a do tak długiej przerwy nie byłem przyzwyczajony. Pojeździłem trochę Polsce, poodwiedzałem znajomych. Do Białegostoku trafiłem pierwszy raz od czasów gry w Jagiellonii. Udzieliłem kilku wywiadów, pochodziłem po programach, nie mogłem przecież cały dzień gapić się w telewizor. Ciągnie mnie do piłki, w końcu nie kopałem jej dwa miesiące.

Przytył pan?

- Właśnie odwrotnie - po operacji schudłem i to porządnie, teraz od kilku tygodni znowu trenuję, mięśnie zaczęły rosnąć, a waga idzie do góry. Jestem na konkretnej diecie i jakoś ją trzymam. Powtarzam - to tylko ręka, nogi mam zdrowe, silne. Kiedy rozpocznę pełne treningi piłka na początku nie będzie mnie słuchała, jednak z każdym dniem będzie coraz lepiej i liczę na to, że do 29 marca, kiedy zagramy z Irlandią w Dublinie będę już w pełnej dyspozycji.

Trener Adam Nawałka regularnie dzwoni?

- Tak, mam z nim świetny kontakt, tak samo, jak z całym sztabem. Ciągle interesują się moim stanem zdrowia, pytają, jak przebiega rehabilitacja. Dzięki temu wiem, że jestem tej drużynie potrzebny. Zaraz po tym feralnym urazie Sebastian Mila napisał, że oddałby swoje gola za to, żeby mi nic nie było, Grzesiek Krychowiak wymyślił akcję z koszulką "Grosik, wracaj szybko", a prezes Zbigniew Boniek regularnie pyta o mnie na twitterze. A to przecież legenda polskiej piłki. Takie sytuacje są budujące, czuję, że tworzymy grupę, której jestem częścią. Wiem, że wszyscy życzą mi jak najlepiej i nie mogę się doczekać kolejnego zgrupowania. Zawsze mówiliśmy, że w kadrze jest atmosfera, tylko nie ma wyników. Śmiało mogę jednak powiedzieć, że kiedy pojawiły się wyniki, atmosfera jest jeszcze lepsza. Jesteśmy, jak nakręceni.

- Zadebiutował pan w kadrze siedem lat temu, różni byli selekcjonerzy, czekaliśmy na takiego Nawałkę?

- Ja do pociągu wsiadłem w ostatniej chwili - wskoczyłem do składu przed ostatnim meczem zanim zaczęły się eliminacje: przeciwko Litwie. Później we wszystkich czterech spotkaniach kwalifikacji zaczynałem w pierwszym składzie. Zostałem obdarzony zaufaniem i staram się je spłacić. Nawałka to fajny facet, jest czas na pracę, ale też na czas wolny. Kiedy kończy się mecz, to kończy się też zgrupowanie, każdy może robić na co ma ochotę. Najbliższe pół roku będzie trudne, gramy tylko dwa, ale kluczowe mecze - jeśli wygramy z Irlandią i Gruzją, możemy zapunktować na tyle dobrze, że jesień będzie spokojniejsza. Potrafiliśmy przetrwać pierwszą połowę z Niemcami i po przerwie dwa razy ich ukąsić, pokazaliśmy, że mistrzowie świata nie zawsze muszą wygrywać, a to dodało nam bardzo dużo wiary w siebie.

- Ma pan 27 lat. Czy Stade Rennais to wreszcie klub, w którym się pan dobrze czuje?

- Wiem, że moja kariera przebiegała różnie, ale wydaje mi się, że ostatnio idę do przodu. Po trzech latach w Turcji, wreszcie mogę być z całą rodziną we Francji, dzieci chodzą tu do szkoły, liga mi się podoba, bo jest szybka i wymaga kondycji. Na mecze przyjeżdża dużo menedżerów, przykład Grzegorza Krychowiaka, który trafił do Sevilli to potwierdza. Można wybić się jeszcze wyżej. Wielu piłkarzy wyjeżdża do Anglii, do Hiszpanii, PSG ściąga niby wszystkich najlepszych, ale inne kluby działają według innego systemu: kupują za niezłe pieniądze, sprzedają za naprawdę dobre. Wielu meczów tu jeszcze nie rozegrałem, nie pokazałem na co mnie stać, ale jak wrócę do zdrowia to udowodnię, że miejsce w pierwszym składzie mi się należy.

- Co to znaczy, że rodzina jest teraz z panem? To przez trzy lata w Turcji był pan sam?

- Przez jeden rok byłem z żoną i jej synem, ale później wrócili do Polski, bo młody szedł do szkoły. Żona przylatywała na miesiąc, potem znowu jej nie było, a przez ostatnie pół roku musiała już przypilnować syna w nauce. Teraz jesteśmy razem i to dużo lepsza sytuacja.

- Mówi pan już po francusku?

- Od roku się uczę, ale ostatnio miałem dwumiesięczną przerwę. Dużo rozumiem, nie boję się mówić, co w klubie się podoba, nawet jeśli coś przekręcę. Na boisku nie mam problemów, do wywiadu jeszcze nie dojrzałem, ale na pewno nadejdzie taka chwila. Na razie kiedy dochodzi do jakiejś poważnej rozmowy z trenerem, potrzebny jest jednak tłumacz.

Rozmawiał: Michał Kołodziejczyk

Komentarze (1)
avatar
Tępy_Scyzoryk
20.01.2015
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
To Kamil je łokciem?