Sobotnie starcie na BayArena w Leverkusen bez wątpienia zasługuje na miano meczu sezonu w Bundeslidze. VfL Wolfsburg prowadził do przerwy 3:0, by między 57. a 72. minutą stracić aż cztery gole. Ostatecznie rozstrzygnięcie zapadło w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry po uderzeniu Basa Dosta.
[ad=rectangle]
Mierzący 196 centymetrów Holender trafił na Volkswagen-Arena w lipcu 2012 roku za 7 mln euro z SC Heerenveen. Jako że był świeżo upieczonym królem strzelców Eredivisie i autorem 38 trafień w sezonie, wiązano z nim ogromne nadzieje. Dwa pierwsze sezony Dosta w Niemczech były jednak nieudane - pełnił co do zasady rolę rezerwowego, zaliczał sporo "pudeł" i często zmagał się z problemami zdrowotnymi.
Latem 2014 roku spekulowano, że może zmienić barwy klubowe, a początek sezonu nie wskazywał na poprawę. Wychowanek FC Emmen błyszczeć zaczął dopiero począwszy od meczu z Bayernem Monachium w 18. kolejce Bundesligi, a eksplozja jego formy nastąpiła w sobotę w Leverkusen. - Jestem bardzo zaskoczony i wciąż nie mogę uwierzyć, chociaż strzelałem już w meczu 5 goli. To było jednak przeciwko Excelsiorowi Rotterdam, 16. drużynie tabeli - uśmiechał się po wygranej z Bayerem.
- Spisał się fenomenalnie i pokazał, że potrafi być bardzo skuteczny. Przez siedem miesięcy miał problemy zdrowotne, teraz wreszcie nabiera pewności siebie - chwalił snajpera Klaus Allofs. - Bas jest tam, gdzie padają gole. To znakomity napastnik, zresztą cztery gole w meczu mówią same za siebie - dodał zadowolony trener Dieter Hecking, którego spotkanie kosztowało jednak wiele nerwów.
Aptekarze po końcowym gwizdku nie kryli rozczarowania. - Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu bardzo, bardzo słaba. Po przerwie bardzo się poprawiliśmy i wynik 4:4 byłby sprawiedliwy. Strata bramki tuż przed końcem jest niezwykle denerwująca - złościł się Roger Schmidt. - Tutaj nie powinno być zwycięzcy ani przegranego - kręcił głową dyrektor sportowy Rudi Voeller, który narzekał na decyzję sędziego o wyrzuceniu z boiska Emira Spahicia. - Dla mnie było to normalne starcie - ocenił, nie wspominając jednak o sytuacji z 57. minuty, kiedy Heung-Min Son w nieprzepisowy sposób, jak się wydaje, zdobył gola na 1:3.