Odkąd trenerem WKS-u był Tadeusz Pawłowski, dwukrotni mistrzowie Polski w roli gospodarza nie przegrywali. "Tedi" objął zespół Śląska właśnie po ostatniej domowej porażce zielono-biało-czerwonych. 23 lutego 2014 roku pod wodzą Stanislava Levego ulegli oni przed własną publicznością Ruchowi Chorzów 2:3. 11 z kolejnych 17 domowych spotkań WKS wygrał, a sześć zremisował. Jeśli zatem 21 lutego 2015 roku Śląsk nie przegrałby z Jagiellonią, to dwa dni później mógłby świętować równy rok bez domowej porażki! W meczu z drużyną z Białegostoku passa Śląska dobiegła jednak końca, a Twierdza Wrocław została zdobyta.
- Każdy w naszej szatni był dumny, że utrzymujemy tę twierdzę już bardzo długi czas. Kiedyś to musiało nastąpić, ale na pewno jest to bardzo nieprzyjemne uczucie. Jakbyśmy zagrali dramatycznie słaby mecz czy bylibyśmy ewidentnie słabszą drużyną, to może jakoś to dało by się nam łatwiej zrozumieć - skomentował Krzysztof Danielewicz.
[ad=rectangle]
Piłkarze z Wrocławia w starciu z Jagiellonią paradoksalnie zaprezentowali się z dobrej strony. Zielono-biało-czerwoni byli jednak bardzo nieskuteczni i zmarnowali wiele, wiele dogodnych okazji strzeleckich. Golkiper drużyny z Białegostoku, Krzysztof Baran bronił jak w transie.
- Jagiellonia stworzyła sobie dwie klarowne sytuacje, oddali dwa strzały na bramkę. Fakt, że na pewno powinniśmy się lepiej zachować przy straconym golu, ale mimo wszystko, grając w takim meczu, gdzie dominujemy i tych sytuacji jest dosyć dużo, musimy coś strzelić. Jednak tak się nie dzieje. Można powiedzieć, że to jest piłka nożna i czasami takie mecze się zdarzają, że ten gol nie chce wpaść, ale jednak tak naprawdę głupio się czujemy, jak schodzimy z boiska przegrani, bo mamy takie poczucie, że dawaliśmy z siebie dużo. Krzysiek Baran miał chyba swój dzień konia, bo wszystko co leciało, to bronił. Niestety, tak czasem bywa - zaznaczył pomocnik WKS-u.
Nieskuteczność jest główną bolączką Śląska w tym sezonie. Piłkarze Tadeusza Pawłowskiego stwarzają sobie sytuacje strzeleckie, lecz wiele z nich w prosty sposób marnują. - Pozytywne jest to, że tych sytuacji sobie stwarzamy dużo. To jest sól piłki nożnej, strzelanie bramek. Można mówić, że problemem jest skuteczność i będziemy nad tym pracować na treningu, ale to jest taki slogan powtarzany. Tak naprawdę ciągle to trenujemy. Równie dobrze mogliśmy zejść z boiska strzelając trzy, cztery bramki i inaczej byśmy rozmawiali. To jest czasami kwestia szczęścia, czasami umiejętności. Nikt nie zna dokładnej recepty na to - podsumował Danielewicz.