Największe pogromy w El Clasico: 11:1, 8:2, 7:2

Zdjęcie okładkowe artykułu: East News
East News
zdjęcie autora artykułu

Rywalizacja "Królewskich" z "Dumą Katalonii" jest zazwyczaj bardzo zacięta. Zdarzały się jednak również jednostronne spotkania. Była nawet "dwucyfrówka", o której do dziś toczy się ożywiona dyskusja.

W tym artykule dowiesz się o:

W czerwcu 1943 r. FC Barcelona wygrała pierwszy półfinał Pucharu Hiszpanii (wówczas Copa del Generalisimo) z Real Madryt 3:0. Z taką zaliczką - teoretycznie - była jedną nogą w finale. Tydzień później, na Estadio Chamartin, na którym mecze w roli gospodarza rozgrywała madrycka ekipa, odbył się rewanż. Rewanż, którego wynik wstrząsnął piłkarskim światem.

Mecz z 13 czerwca 1943 r. do dziś budzi wielkie emocje wśród fanów obu drużyn. Kibice Blaugrany mają ogromne poczucie niesprawiedliwości i krzywdy. Sympatycy Realu chwalą się wynikiem, bo nikt nigdy wcześniej ani później tak nie upokorzył odwiecznego rywala. [ad=rectangle] Co stało się na Estadio Chamartin, na którym wówczas rozgrywał mecze Real? Nie sposób pominąć kontekstu politycznego. W Hiszpanii panowała dyktatura generała Francisco Franco (stąd nazwa rozgrywek - Puchar Generała). Solą w jego oku były dwa regiony - Kraj Basków i Katalonia. Franco niszczył wszelkie ruchy separatystyczne. Katalończykom i Baskom zakazano posługiwania się ich językami.

Stadiony w Barcelonie i Bilbao stały się miejscami, gdzie można było - bez strachu - rozmawiać po katalońsku i baskijsku. W pierwszym spotkaniu półfinałowym, na barcelońskim Les Corts, piłkarze z Madrytu zostali przyjęci wrogo. Gdy tylko zawodnicy w białych strojach byli przy piłce, rozlegały się gwizdy i buczenie.

To zabolało "Królewskich", którzy pałali żądzą rewanżu. Stało się jasne, że ekipę z Katalonii czeka w rewanżu piekło. Zapanowało także przekonanie, że Realowi pomoże generał Franco i jego ludzie.

Jak chrześcijanie w Koloseum

Nastroje przed rewanżem podsycił dziennikarz Eduardo Teus. Napisał o artykuł, który miał zmobilizować fanów Realu. - Gdyby tylko Chamartin pomógł Madrytowi w niedzielę, tak jak "wrzący kocioł" z Les Corts pomógł Barcelonie - pisał. Cel osiągnął.

Real odpłacił się Barcelonie z nawiązką. Kibicom rozdano gwizdki. Narobiły one niesamowitego hałasu. - Myśleliśmy, że popękają nam bębenki - mówił trener gości Angel Mur Navarro. Katalończycy mieli prawo się bać. - Chamartin było jak Koloseum, a my byliśmy chrześcijanami - porównywał szkoleniowiec Barcy.

Wokół wydarzeń z Estadio Chamartin narosło wiele opowieści. Jedni je powtarzali, upierając się, że są prawdziwe. Inni negowali. Ponoć w szatni Barcy miał pojawić się człowiek (według niektórych - oficer Gwardii Cywilnej), który im groził. Postawił sprawę wprost: przegracie i lepiej się z tym pogódźcie. Inni twierdzą, że piłkarzy z Katalonii odwiedził sędzia, który już wcześniej został zastraszony i miał wspierać Real.

Do przerwy 8:0

Faktem jest, że bramkarz gości Lluis Miro był w trakcie spotkania obrzucany monetami, butelkami i kamieniami. Faktem jest także, że sędzia w I połowie wyrzucił Benito Garcię z Barcelony w bardzo dyskusyjnych okolicznościach, przy stanie 2:0 dla Realu. Straty z pierwszego meczu "Królewscy" odrobili już po 32 minutach. W końcówce I połowy bramki padały jedna za drugą. Do przerwy było... 8:0.

Katalończycy - to kolejna historia, która nie jest do końca wyjaśniona - ponoć odmówili wyjścia na drugą połowę. To wtedy do szatni miał wejść pułkownik, z bronią w ręku, który postawił im ultimatum: - Albo wychodzicie na boisko, albo traficie do więzienia wraz ze swoimi rodzinami.

Skończyło się pogromem 11:1. Cztery bramki strzelił Sabino Barinaga, trzy dołożył Pruden. To najwyższe zwycięstwo w historii El Clasico. "Marca" pisała o "nadzwyczajnym zwycięstwie w Madrycie".

Fot. "Marca"
Fot. "Marca"

Czy jednak aby na pewno w zwycięstwie Realu pomógł generał Franco? Dyskusyjna sprawa. Wystarczy wspomnieć, że kilkanaście dni później - w finale rozgrywek - Los Blancos nie sprostali Athletic (wówczas Atletico) Bilbao. Gdyby trzymać się teorii o zastraszaniu drużyn z regionów przeciwnych dyktaturze generała, Baskowie nie mieliby prawa tego wygrać.

Do tego Real w latach 40-tych nie zdobył żadnego tytułu mistrzowskiego, przełamał się dopiero w 1954 r. W tym okresie Barcelona triumfowała aż pięciokrotnie.

Inne pogromy?

Drugie najwyższe zwycięstwo także należy do Realu. 3 lutego 1935 r. rozbił Barcę 8:2 (4:1). Sanudo Garcia był pierwszym zawodnikiem, który strzelił w El Clasico cztery gole (później kilku piłkarzy wyrównało to osiągnięcie). To najwyższa wygrana w meczu ligowym z udziałem obu potęg. [nextpage] Co ciekawe, dwa miesiące później Barca srodze się zemściła. W kwietniu 1935 r. pokonała u siebie "Królewskich" 5:0. Marti Ventolra rozpoczął i zakończył strzelanie. W sumie cztery razy pakował piłkę do siatki. To była pierwsza wygrana Barcy w El Clasico od czterech lat.

W latach 1949-50 także padały wysokie wyniki. Najpierw Real rozbił w pył Barcę (6:1, 1949), by rok i sześć dni później dostać lekcję w Katalonii. 24 września 1950 r. Blaugrana odniosła najwyższe zwycięstwo w historii El Clasico - 7:2.

Wielki Di Stefano, wielki Cruyff

W pamięci kibiców zapisał się także mecz z października 1953 roku. Oba kluby stoczyły wcześniej zażartą walkę o podpis Alfredo Di Stefano na kontrakcie. Pochodzący z Buenos Aires piłkarz rozegrał kilka spotkań towarzyskich w Barcelonie, ale ostatecznie wylądował w Madrycie.

Kilka dni po zakończeniu sporu między oboma klubami rozegrano El Clasico. Di Stefano po 10 minutach otworzył wynik. W 85. minucie ustalił wynik na 5:0. W sezonie 1953/54 legendarny napastnik strzelił 27 goli, pomagając Realowi w zdobyciu pierwszego od 21 lat tytułu mistrzowskiego.

Na kolejny pogrom, który odbił się głośnym echem w świecie futbolu, czekaliśmy do 1974 roku. Katalończycy zwyciężyli na Santiago Bernabeu, dowodzeni przez genialnie grającego Johana Cruyffa. Holender, dla którego był to debiutancki sezon w Barcelonie, strzelił "tylko" jedną bramkę, ale był reżyserem, "mózgiem" sukcesu gości. Barca zdobyła w tamtym sezonie mistrzostwo, a Real był dopiero ósmy.

20 lat później na Camp Nou brylował Romario. Słynny brazylijski napastnik 8 stycznia 1994 r. trzykrotnie pokonywał bramkarza z Madrytu, a w festiwalu strzeleckim brali także udział Ronald Koeman i Ivan Iglesias. To był pierwszy z dwóch sezonów Romario w Barcelonie. Brazylijczyk strzelał wówczas bramki jak na zawołanie - 30 w 33 meczach.

Niemal równo rok po tamtym wydarzeniu - 7 stycznia 1995 r. - Real wziął srogi rewanż. To on strzelił pięć goli, nie tracąc żadnego. W roli kata "Blaugrany" wystąpił Ivan Zamorano. Chilijczyk rozpoczął kanonadę w 5. minucie, a zakończył w 39. Klasyczny hat-trick! Po przerwie Luis Enrique i Amavisca dopełnili dzieła zniszczenia.

Mourinho upokorzony

Wreszcie ostatni pogrom - 29 listopada 2010 r. Gerard Pique dumnie pokazywał pięć palców symbolizujących pięć piłek w siatce Realu. To było pierwsze Gran Derbi z Jose Mourinho na ławce Realu. Portugalczyk został zatrudniony kilka miesięcy wcześniej, by położyć kres panowaniu Barcy. W pierwszej konfrontacji marzył o pokonaniu Barcy. Ale już po 18 minutach - i bramkach Xaviego i Pedro - było 2:0 dla gospodarzy, a Camp Nou szalało z radości. Po przerwie dwa razy trafił David Villa, a piąty gol padł po strzale Jeffrena.

Real nie miał nic do powiedzenia. Przewyższał rywali jedynie agresją. 7:5 w żółtych kartkach, a do tego czerwień dla Sergio Ramosa. - To była najgorsza porażka w mojej karierze. Nigdy nie przegrałem 0:5, ale o tyle łatwiej to przełknąć, że była to porażka w meczu, w którym nie mieliśmy szans na zwycięstwo - mówił Mourinho.

Źródło artykułu: