Jarosław Kaszowski: Czeka nas sporo pracy

Przed piłkarską wiosną sytuacja gliwickiego Piasta w tabeli ekstraklasy nie jest najlepsza. Beniaminek zajmuje odległe, czternaste miejsce w tabeli. Kapitan zespołu - Jarosław Kaszowski zdaje sobie sprawę z trudności, jakie czekają Piastunki. Wie, jak wiele pracy przed nimi, ale jest jednocześnie przekonany, że na finiszu rozgrywek gliwiczanie będą się cieszyli z utrzymania w szeregach najlepszych.

Piast Gliwice piłkarskiej jesieni tylko w czterech meczach sięgał po komplet punktów. Było jednak kilka takich spotkań, w których beniaminek gubił punkty, chociaż nie do końca na to zasłużył. Zdaniem kapitana Jarosława Kaszowskiego do takich konfrontacji można zaliczyć wyjazdowe potyczki z bytomską i warszawską Polonią. - Gdybyśmy wygrali mecz z Polonią Bytom, nie stracili punktów w Warszawie, patrzono by na nas zupełnie inaczej. Mielibyśmy te trzy-cztery punkty więcej i myślę, że więcej takiego luzu na boisku. Jestem przekonany, że byłoby inaczej. Mielibyśmy tych punktów dużo więcej, a tak jest, jak jest. Szkoda, bo wiem, jak było po tych trzech kolejkach. My i Bełchatów mieliśmy po cztery punkty, a oni teraz są trochę wyżej, delikatnie mówiąc. Było widać w tym drugim naszym spotkaniu, które rozegraliśmy przeciwko nim, że potrafimy z nimi walczyć jak równy z równym. Bełchatów jest jednak teraz wysoko w tabeli, a my tu, gdzie jesteśmy… - zauważył zawodnik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl

Są jednak takie mecze, które w zespole wspominają bardzo miło. Największym do tej pory sukcesem Piastunek było pokonanie Śląska na stadionie przy ulicy Oporowskiej. Jesienią to właśnie gliwiczanie jako pierwsi ograli podopiecznych Ryszarda Tarassiewicza na jego terenie. - Za naszą sprawą padła twierdza Wrocław. Widać Wrocław nam leży w tym sezonie: trzy mecze, trzy zwycięstwa. Chciałbym to powtórzyć na wiosnę. Oby tak się stało. Jeżeli okaże się, że Śląsk rzeczywiście nam leży, będę się z tego tylko cieszył. To jednak na pewno bardzo niewygodny przeciwnik. W każdym meczu zostawia sporo zdrowia. Trener Tarasiewicz potrafi zmobilizować swoich zawodników i porządnie opieprzyć. Tam nie grają nazwiska, ale kolektyw. Wiadomo, że mają jakieś indywidualności, ale wszyscy świetnie się uzupełniają - powiedział Jarek Kaszowski.

Gliwiczanie po rundzie jesiennej nie mają wielu powodów do zadowolenia. Tylko czternaste miejsce w tabeli, piętnaście punktów na koncie. Na plus można jednak zaliczyć grę obronną. Defensywa Piasta straciła niedużo, bo siedemnaście bramek. - Nasza obrona jest taka, jaka jest. Staramy się w każdym meczu, aby przeciwnik nie stwarzał wielu sytuacji. Udawało się to nam. Chociaż wiele razy uratował nas Grzesiek Kasprzik. Także tylko się cieszyć, że nasza gra obronna jest na poziomie ekstraklasy - stwierdził kapitan beniaminka.

Dobrego słowa nie można za to powiedzieć o ofensywie gliwickiego zespołu. Osiem strzelonych bramek w siedemnastu meczach to zdecydowanie za mało, by myśleć o zajęciu bezpiecznej pozycji w tabeli.- Liczba strzelonych bramek mówi sama przez się. Widać, że w grze do przodu musimy jeszcze sporo poprawić. Niestety można to było zauważyć w niektórych meczach. Może nie na początku, bo wtedy jeszcze stwarzaliśmy więcej tych sytuacji, ale te pięć porażek z rzędu, czy te ostatnie konfrontacje pokazują, że nie mieliśmy za wiele atutów z przodu. Trzeba nad tym zimą popracować - zauważył piłkarz. - Wydawało się, że po tym jak Daniel Koczon strzelił tą bramkę we Wrocławiu, że nasi napastnicy się odblokują, ale nie udało się. Co się będziemy oszukiwać. Nie strzelamy wielu bramek, nie stwarzamy wielu sytuacji. Czeka nas sporo pracy… - dodał.

Jarosław Kaszowski osobiście nie jest zadowolony ze swojej postawy minionej jesieni. Zdaje sobie sprawę, że jego gra mogła wyglądać lepiej. - Wiem, że mogło być lepiej. W kilku meczach zagrałem jako boczny pomocnik, zaliczyłem dwie asysty. Nie mogę być jednak super zadowolony ze swojej dyspozycji, bo zawsze jest tak, że mogłoby być lepiej. Człowiek, analizując te poszczególne mecze, główkuje sobie, że mógłby się lepiej zachować w kilku sytuacjach. Jako boczny obrońca zdaję sobie sprawę z tego, że mam jeszcze sporo do poprawienia. Tak naprawdę muszę się jeszcze dużo nauczyć od Maćka Michniewicza na przykład. Wiem, że przede mną sporo pracy. Jeżeli trener nadal będzie mnie widział jako bocznego obrońcę, to wiem, że czeka mnie ciężka praca - przyznał.

Kapitan Piastunek nie ukrywa, że zdecydowanie bardziej odpowiada mu rola bocznego pomocnika. Trener Marek Wleciałowski w zespole przewidział jednak dla niego pozycję prawego obrońcy. - Ja nie będę ukrywał, że lepiej czuję się jednak z przodu. Wiele lat grałem ofensywnie. Jest jednak tak, jak jest. Przyszedł Marcin Bojarski i on gra na prawej pomocy… - powiedział Kaszowski.

W pamięci żywej legendy gliwickiego zespołu, z dotychczas rozegranych meczów w ekstraklasie, najbardziej zapadło starcie z Cracovią. Nic dziwnego. Dla Kaszowskiego był to debiut na najwyższym szczeblu rozgrywek. Zresztą bardzo udany. - Najmilej wspominam ten pierwszy mecz z Cracovią. To było najlepsze. Wygraliśmy, przez tydzień byliśmy liderem. Także to było w tym wszystkim najbardziej sympatyczne. To był mój pierwszy mecz w ekstraklasie. Jeszcze rzut karny podyktowany za faul na mnie. Wszystko się ułożyło znakomicie. Potem jednak każdy kolejny mecz pokazywał, że wiele pracy przed nami - wspomina piłkarz.

Kapitan Piasta wie doskonale, jak trudna wiosna przed jego zespołem. On jest jednak dziwnie spokojny. Jest przekonany, że gliwiczanie utrzymają się w ekstraklasie. - Wiosną zagramy domowe mecze nie na własnym stadionie i nie można zapominać, że spotkania z rywalami o utrzymanie rozegramy głównie na wyjeździe: z Cracovią,z ŁKS-em. Cóż tu dużo mówić, czeka nas walka i jeszcze raz walka. Ja jestem jednak na to przygotowany. Wiedziałem, jak będzie. Piast w drugiej lidze jako beniaminek też miał problemy. Też utrzymaliśmy się w pierwszym roku rzutem na taśmę. Tak samo trudno jest teraz. Cegiełka po cegiełce musimy budować ten klub. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że się utrzymamy. Wiem, jak nasz klub jest zarządzany. Jest zarządzany mądrze. Niektórym nie gotuje się w tych głowach, jak w innych klubach - wyjaśnił. - Niech się martwią inni. Wiadomo, my też mamy jakieś tam problemy. Nie gramy może jakiejś super piłki. Zapłaciliśmy już jednak te frycowe i myślę, że teraz będzie już lepiej. Jestem przekonany o tym, że się utrzymamy - zakończył Kaszowski.

Źródło artykułu: