Niepojęta naiwność Wisły Kraków

Nie ma wiosną w T-Mobile Ekstraklasie drugiego zespołu, który tak często wypuszczałby z rąk zwycięstwo, co Wisła Kraków. W 2015 roku krakowianie stracili prowadzenie w aż siedmiu spotkaniach.

W 19 meczach rundy jesiennej Biała Gwiazda tylko dwa razy nie wygrała meczu, w którym wyszła na prowadzenie jako pierwsza. Stało się tak w 4. kolejce z Ruchem Chorzów (2:2) i w 18. serii z Lechem Poznań (1:2). Wręcz przeciwnie, jesienią to rywale musieli się bać podrażnionej stratą bramki Wisły - krakowianie odwracali na swoją korzyść losy sześciu spotkań (0-3-3), a pościg za Podbeskidziem Bielsko-Biała (3:2) w 13. kolejce to jeden z bardziej elektryzujących pojedynków przy Reymonta 22 w ostatnich latach. Po 55. minutach Wisła przegrywała z Góralami 0:2, by pół godziny później prowadzić już 3:2.
[ad=rectangle]

Wiosną ten trend się odwrócił i krakowianie tracili prowadzenie w aż siedmiu z 15 rozegranych spotkań: jednym za kadencji Franciszka Smudy i sześciu już pod wodzą Kazimierza Moskala. Mało tego, w czterech grach pod skrzydłami Moskala dali sobie odebrać zwycięstwo dosłownie w ostatnich minutach. Tak stało się w pojedynkach z Legią Warszawa (2:2), Jagiellonią Białystok (2:2), Pogonią Szczecin (2:2) i w sobotę ponownie z Jagiellonią (1:2).

W tym ostatnim meczu Wisła prowadziła 1:0 jeszcze do 87. minuty, a białostoczanie pozostawali bez strzału w światło bramki Białej Gwiazdy, ale wtedy centrę Niki Dzalamidze na gola zamienił Patryk Tuszyński, a po chwili przewrotką zwycięstwo Jadze zapewnił Jan Pawłowski. Po końcowym gwizdku trener Moskal nie potrafił znaleźć słów, by opisać to, co spotkało jego zespół.

- Nawet nie ma co komentować po takim meczu. Jesteśmy tacy naiwni, że przez 85 minut gramy dobre spotkanie, Jagiellonia nie stwarza sobie żadnej klarownej okazji, a później przychodzi kluczowy moment. Ten mecz rozstrzygnął się dla mnie w sposób absolutnie niepojęty. Co bym nie powiedział, to nie będę w stanie wyrazić swojego rozgoryczenia i rozczarowania. Nie po raz pierwszy tracimy komplet punktów w takich okolicznościach - mówił opiekun Wisły.

Gdyby Biała Gwiazda utrzymała do końca prowadzenie tylko w meczach, w których straciła je w doliczonym czasie gry, czyli z Legią, Pogonią i pierwszym z Jagiellonią, dziś miałaby na koncie o sześć "oczek" więcej i wespół z Lechem Poznań byłaby wiceliderem T-ME.

Komentarze (2)
avatar
toffick
24.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W 19 meczach rundy wiosennej Biała Gwiazda tylko dwa razy nie wygrała meczu, w którym wyszła na prowadzenie jako pierwsza.
Chyba jesiennej... 
Michał W.
24.05.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Fakt częstej utraty bramek i punktów w końcówkach meczów można tłumaczyć pechem Wisły lub też niewystarczającą koncentracją piłkarzy do ostatniego gwizdka sędziego; Zgodnie z teorią trenera Pro Czytaj całość