Piłkarze Ruchu Chorzów długo czekali w sezonie na pierwszego gola zdobytego po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Sztuka ta Niebieskim udała się dopiero w spotkaniu w Bielsku-Białej z Podbeskidziem w fazie finałowej. W kolejnych pojedynkach Niebiescy zdobyli kolejne bramki po stałych fragmentach. Taka sytuacja to nie przypadek.
[ad=rectangle]
[i]
- Kiedy przychodziłem tutaj, były zachwiane proporcje, jeśli chodzi o wzrost drużyny. Pamiętam pierwszy mecz jesienią na Cracovii, gdzie ustalaliśmy krycie zawodników i ciężko było znaleźć pięciu ludzi dorównujących wzrostem piłkarzom Pasów[/i] - tłumaczy trener Niebieskich Waldemar Fornalik. - Przecież przy budowie zespołu trzeba to brać pod uwagę. Udało nam się wprowadzić do zespołu Rafała Grodzickiego, Michała Helika, którzy bardzo dobrze grają w powietrzu. Także pojawił się Paweł Oleksy. Przypomnę, że na lewej obronie mieliśmy stosunkowo niskiego zawodnika. Na tej pozycji parametry zostały podniesione. Poza tym praca, wzięliśmy się ostro za stałe fragmenty gry. Pamiętamy sezon wicemistrzowski, gdy po stałych fragmentach zdobyliśmy kilkanaście bramek. To jest bardzo duża siła zespołu, szczególnie w meczach, kiedy gra się trudno, kiedy przeciwnik się bardzo dobrze broni - tłumaczy szkoleniowiec Ruchu Chorzów.
Z faktu, że Niebiescy w końcu zaczęli regularnie trafiać do siatki po rzutach rożnych i rzutach wolnych cieszy się także najniższy wśród chorzowian Bartłomiej Babiarz. - Stałe fragmenty to wcześniej była nasza słabość. Pracowaliśmy nad tym i udało nam się strzelić kilka bramek - ocenił pomocnik Niebieskich.
Wydaje się, że w kolejnym sezonie stałe fragmenty mogą być dużym atutem Ruchu. Problem może być jednak z ich wykonawcami. Niepewna jest przyszłość w klubie Filipa Starzyńskiego oraz Marka Zieńczuka, którym kończą się kontrakt. Znając jednak warsztat Waldemar Fornalika można być pewnym, że w przypadku straty etatowych wykonawców szybko znajdzie dla nich następców.