W Copa America, turnieju rozgrywanym w Chile, brazylijska drużyna miała pokazać, że się odrodziła. Nic takiego nie nastąpiło, a piłkarze trenera Dungi pojechali już do domu. O problemach tamtejszej piłki opowiedział nam Bartłomiej Rabij, specjalista brazylijskiego futbolu i komentator Sportklubu.
Jak to możliwe, że Brazylia nie dotarła do półfinału Copa America?
[ad=rectangle]
Bartłomiej Rabij: To czwarty z rzędu przegrany turniej, więc chyba tylko ci, którzy zatrzymali się na erze Ronaldo i Ronaldinho, oczekiwali sukcesów. Przed Copa America mówiłem, że byłbym zdziwiony, gdyby doszli do finału. Wypadł Neymar, drużyna jest w przebudowie, do tego kontuzje... Gdyby przeszli Paragwaj, pewnie przegraliby z Argentyną.
Mimo wszystko nie powinniśmy oczekiwać czegoś więcej od Brazylii? Chociażby tego, że wystawi drużynę, która nie jest uzależniona od Neymara?
- Ta drużyna nadal jest w dziesiątce najlepszych na świecie. Z tym że raczej bliżej dziesiątego miejsca. Dunga wybrał grupę zawodników, z którą chciał pojechać na turniej, ale krótko przed Copa America wypadło mu pół składu, a już podczas rozgrywek wspomniany Neymar. Nawet Barcelona, gdyby straciła Iniestę, Xaviego, Daniego, Jordiego Albę, Busquetsa i Neymara nie byłaby faworytem Ligi Mistrzów. Drugą sprawa są oczekiwania kibiców. Z całym szacunkiem, ale wiem, że większość kibiców i dziennikarzy nie ma pojęcia, jak się gra w lidze brazylijskiej. Jak się ogląda La Ligę czy Bundesligę, to oczekuje pan, że to widzi w meczach Realu, Barcelony czy Bayernu zobaczy także w meczu kadry. A w Brazylii? Tam mamy takie NRD-owskie granie, to i mamy NRD-owską reprezentację. Skrzydłowi nie grają wysoko, słynna "dziesiątka", legendarna pozycja, od wielu lat nie jest obsadzona. W ataku nie mamy nikogo poza Neymarem. Brazylia nie ma piłkarzy kreatywnych. Popatrzmy na Hiszpanów - jeśli ktoś jest fanem La Liga, trudno mu uwierzyć, że 20 lat temu reprezentacja kulała.
I długo nie potrafiła cokolwiek zdziałać.
- Właśnie! Dojście do odpowiedniego poziomu zajęło trochę czasu. W Brazylii mają kryzys strukturalny, bo dwóch ostatnich prezesów związku siedzi w areszcie za korupcję. Obecny, Marco Polo Del Nero, również ma kłopoty. Właśnie dostał zakaz opuszczania kraju. Nawet u nas tego nie było, choć afera korupcyjna dotyczyła kilkuset osób. Cały pion szkolenia w Brazylii to panowie w wieku 80 lat. Nie ma dopływu świeżej krwi, a jeśli porównamy ich z Argentyną - dramat. Wszystkie cztery półfinałowe drużyny prowadzili szkoleniowcy z tego ostatniego kraju.
Jak to możliwe, że - oprócz Neymara - nie udało się wychować asa pola karnego?
- Brazylijczycy mają na bokach obrony czy na środku wielki wybór, ale brakuje tych, którzy odpowiadają za akcje ofensywne. W lidze jest mało gry finezyjnej, więcej siłowej. Słyszałem w radiu opinię Brazylijczyków, że dopóki ładnie wygrywali, to tylko trochę to przeszkadzało, ale kiedy jeszcze brzydko przegrywają, to tak dalej być nie może. Kibice i sami zawodnicy mają tego dość, ale nieładnie gra się w całej lidze, więc nie może być inaczej. Rzadko pada wiele goli. W Europie Barcelona czy Bayern rozbiją rywali po 5:0 i to co miesiąc, w lidze brazylijskiej takich wyników nie ma. Tamtejsza piłka przechodzi także też kryzys tożsamości.
Czyli?
- Po 1996 roku, kiedy weszło prawo Bosmana, każdy zespół musiał mieć w zespole Brazylijczyków. Kto tylko miał pieniądze, wydawał, ile się dało, na piłkarzy z tego kraju. Kiedyś to był jeden gracz w zespole, ale to był gwiazdor. W Europie było ich może w sumie z sześćdziesięciu, wszyscy byli najlepsi. Teraz? Są ich setki, a Pogoń Szczecin ma ich pewnie z trzydziestu. Jakość takiego "towaru" musi się obniżyć. Do tego dochodzą agenci, którzy umieją dobrze zareklamować swoich piłkarzy. Kiedy Legia ogłasza, kogo chce sprowadzić z Brazylii, to ho, ho, nie wiadomo jaka gwiazda! A ja o takim zawodniku w życiu nie słyszałem, choć całe życie oglądam tamtejszą ligę, nawet rozgrywki juniorskie.
Patrząc jednak po klubach, w których grają reprezentanci, mamy Chelsea, Manchester City, Atletico, Barcelonę. Nie da się zbudować z takich piłkarzy porządnej drużyny? Nie powinniśmy obwiniać Dungi?
- Być może tak, ale pamiętajmy, że kiedy Brazylia wygrywała w 1994 czy 2002 roku mundiale, były to inne czasy. Piłkarz wyjeżdżał ukształtowany w lidze brazylijskiej, był znany, coś osiągnął. W dzisiejszej kadrze są zawodnicy, których kibice zupełnie nie znają. Wyjeżdżali anonimowi, jak Luiz Gustavo, Hulk czy David Luiz. Zawodnicy poznają się dopiero na kadrze, uczą się wtedy razem grać, nie mają wspólnej tożsamości, czyli sposobu grania charakterystycznego dla regionu, z którego się wywodzą.
Rzeczywiście problemem było znalezienie drugiego napastnika do pary z Neymarem?
- A kogo by pan wziął? Hulka? Nigdy się nie sprawdził w kadrze. Na ostatnim mundialu był Fred. Zawiódł, ale wcześniej grał świetnie w Pucharze Konfederacji, a formę pokrzyżowały mu kontuzje. Mamy ewentualnie Luiza Adriano, którego wyznacznikiem niech będzie fakt, że miał iść do Al Ahli. Najlepszym wyborem Dungi był pomysł z Roberto Firmino. Nie sprawdził się, ale podobała mi się ta opcja. Drugiego napastnika wielkiej klasy nie ma.
Dunga powinien zostać zwolniony?
- Już potwierdzili, że zostaje i to dobrze. Trudno byłoby znaleźć inną opcję, np. kogoś z zagranicy. Dla Brazylijczyka taki trener musiałby być kimś, kto ma szafy wypełnione trofeami. Tylko wtedy byłby autorytetem. Według mnie mielibyśmy wybór między Mourinho, Guardiolą czy Ancelottim, a nie sądzę, żeby federację stać było na kontrakt rzędu 12 mln euro za sezon.
Rozmawiał: Krzysztof Gieszczyk