Przed meczem w Łęcznej zabrzanie nie ukrywali, że chcą wrócić na Śląsk z trzema punktami. W wypowiedziach udzielonych przed spotkaniem piłkarze Górnika Zabrze przyznawali, że to ich zespół jest faworytem poniedziałkowej konfrontacji. Jednak to łęcznianie dopisali do swojego dorobku trzy "oczka" i z kompletem punktów są w czołówce tabeli Ekstraklasy.
[ad=rectangle]
Górnik Zabrze po dwóch kolejkach zajmuje czternastą pozycję. Po zakończeniu spotkania Trójkolorowi nie ukrywali rozczarowania. - Przyjechaliśmy z zamiarem rozegrania nie tylko dobrego meczu, a przede wszystkim spotkania, które będzie miało w sobie element walki od pierwszej do ostatniej minuty. Wiedząc o tym, że na pierwsze pięć meczów cztery gramy na wyjeździe, musimy pokazać właśnie ten element walki i determinacji. 30 minut pierwszej połowy nie wskazywało na nic, co byłoby z tym związane - powiedział Józef Dankowski.
Łęcznianie od początku meczu byli stroną dominującą i już w 15. minucie objęli prowadzenie. - Przyjechaliśmy tutaj zagrać chyba za łatwy mecz. 8. minuta pokazała, że jest to sygnał ostrzegawczy. Kamil Późniak przyjął sobie piłkę w szesnastce, nawinął jednego, nawinął drugiego i niewiele zabrakło, by zdobył gola. W 15. minucie akcja skończyła się tak, jak wskazywały pierwsze minuty. Później gra się wyrównała. Po przerwie Górnik Łęczna grał na własnej połowie i czekał na kontrę. Mimo że stracił bramkę, to nie zmienił tego stylu i doczekał się. Jedna, może dwie akcje grając z kontry przyniosły im bardzo ważne trzy punkty - ocenił Dankowski.
Obie drużyny od 38. minuty grały w dziesiątkę. Boisko opuścić musieli Łukasz Mierzejewski i Rafał Kosznik. - Możemy dyskutować czy decyzja była słuszna, będziemy mądrzejsi gdy na spokojnie obejrzymy tę sytuację. Czy zepsuł mecz? Myślę, że nie, oba zespoły straciły zawodników w tym samym czasie i nikt nie miał przewagi osobowej - podsumował trener zabrzańskiego klubu.