Mający polskie korzenie ośmiokrotny reprezentant Niemiec Ulrich Borowka trafił do Widzewa Łódź w 1997 roku. Miał wówczas 34 lata. Transfer zawodnika Hannoveru 96 stanowił nad Wisłą nie lada sensację.
Piłkarz od pewnego czasu miał jednak problemy związane z nadużywaniem alkoholu. Tuż przed przejściem do Łodzi został w Niemczech zawieszony w prawach zawodnika.
- Kiedy sprowadzałem go do Widzewa Łódź ciągle był czynnym zawodnikiem. Chciałem pokazać naszej społeczności piłkarskiej, że taki piłkarz jak Borowka, który ma za sobą grę w reprezentacji Niemiec, może przejść do polskiego klubu. I to mi się udało - wyjaśnia Andrzej Grajewski.
- Czy miał problemy z alkoholem? Mógłbym podać nazwiska setek innych piłkarzy, którzy mają takie "problemy". Czasem piłkarze lubią wypić sobie po meczu piwko lub dwa. To nic złego - zaznacza były właściciel Widzewa.
- Choć rzeczywiście, w 1997 roku nikt nie chciał o nim mówić, ani pisać. Aż nagle znalazł się taki facet, jak ja, który powiedział mu: "chodź Uli, podbudujesz się w Łodzi, pograsz jeszcze w piłkę i pokażesz się wszystkim".
W zespole Widzewa Borowka zagrał zaledwie osiem razy. Sezon zakończył się zdobyciem przez łodzian mistrzostwa Polski. Po jego zakończeniu Niemiec odszedł do FC Oberneuland. Z pewnością mógłby osiągnąć dużo więcej, gdyby nie sięgał tak chętnie po kieliszek.
- To prawda, że Uli polubił polskie dziewczyny i łódzkie restauracje. Tyle, że to była sprawa trenera, który go wówczas prowadził (Franciszek Smuda - przyp. WP.PL). Ten szkoleniowiec sam lubił napić się piwa i pewnie dlatego nie dał sobie z Ulim rady - uważa Grajewski.
- To pierwszy reprezentant Niemiec, który grał w polskiej lidze. W przyszłości pewnie już takich mieć nie będziemy. Cieszę się, że polscy kibice mieli okazję zobaczyć go na naszych boiskach - dodaje.
Grajewski podkreśla, że do dziś pozostaje z Borowką w bardzo dobrych relacjach.
- To człowiek, który zawsze spada na cztery łapy i nigdy sobie krzywdy nie zrobi. Obecnie zajmuje się grą w golfa, występuje w benefisowych meczach i udziela się w różnych akcjach charytatywnych - opowiada menedżer piłkarski.
- Nie widzimy się zbyt często, ale zawsze, kiedy się spotykamy, Borowka wspomina swój pobyt w Łodzi i dziękuje mi, że wyciągnąłem go z rynsztoku. Do końca życia będzie mi wdzięczny - podkreśla Grajewski.
Zobacz także: Jerzy Engel o zwycięstwie Polski z Niemcami i szybkich postępach Krychowiaka