Spadająca frekwencja na meczach Lecha Poznań. "Nikt nie kupi słabego produktu"

Szymon Mierzyński 07 Września 2015, 08:06

• Lech Poznań ma problem mentalny, ale piłkarze nie chcą korzystać z pomocy psychologa

Później w Ekstraklasie ekipa Macieja Skorży tak silnych rywali nie miała, więc frekwencja znacząco spadła. Dziwić może jednak stosunkowo niewiele widzów na pojedynkach z FC Basel (hitowy rywal, a na trybunach pojawiło nieco ponad 25 tys. osób) czy Videotonem Szekesfehervar (tu przeciwnik mało renomowany, za to bardzo wysoka stawka - awans do fazy grupowej Ligi Europy). Na te potyczki bilety normalne kosztowały odpowiednio od 60 do 80 oraz od 45 do 65 zł.

W tym zatem tkwi przyczyna stosunkowo niskiej (zwłaszcza jak na realia Lecha) frekwencji? - Z całym szacunkiem dla Videotonu, ale rozmawiam z kibicami, gdy tankuję paliwo czy robię zakupy i znam ich nastroje. Sam przecież też jestem kibicem. Gdybyśmy zamiast Węgrów mieli za rywala np. Liverpool, a mecz nie odbywałby się w trakcie wakacji, to trybuny byłyby pełne. Dlatego 14 tys. osób na ostatnim spotkaniu pucharowym nie powoduje jeszcze, że zapala nam się czerwona lampka - stwierdził prezes Lecha Karol Klimczak.

Zdaniem prezesa Kolejorza absolutnie kluczowe dla losów frekwencji są wyniki. - Wszyscy chcemy wygrywać i zdobywać punkty, ale jeśli Lech nie oferuje w danej chwili dobrej piłki, to kibice są znużeni i nie chcą przychodzić na mecze. Nikt nie kupi słabego produktu, tak to po prostu funkcjonuje.