Czesław Jakołcewicz: Wszystko co dobre w Lechu zadziwiająco szybko uleciało

Czesław Jakołcewicz rozegrał dla Lecha dwieście meczów, a jego losy śledzi już ponad trzydzieści lat. Mimo to trudno mu znaleźć w pamięci moment, w którym poznańska ekipa miała tak ogromne problemy jak teraz.

WP SportoweFakty: Pamięta pan kiedy po raz ostatni z Lechem było tak źle?

Czesław Jakołcewicz: Przede wszystkim trudno mi sobie przypomnieć moment, w którym Kolejorz zajmował ostatnie miejsce w tabeli. Obecnie drużynie nie wychodzi nic i jak to często bywa w takich sytuacjach, brakuje jej też szczęścia. Położenie lechitów jest wręcz tragiczne.

Da się postawić jakąś diagnozę? Wszyscy w Poznaniu zastanawiają się gdzie tkwi przyczyna tej zapaści i nie ma chyba nikogo, kto podałby jeden konkretny powód...

- Nie wiemy co się dzieje w samym zespole, w tej materii możemy tylko spekulować. Na boisku wygląda to jednak fatalnie. W końcówce poprzedniego sezonu Lech z łatwością odnosił zwycięstwa, grał bardzo dobry futbol i zadziwiające, że w tak krótkim czasie to wszystko gdzieś uleciało. Nie ma ani dobrej gry, ani odpowiedniej koncentracji. Może zawiodło przygotowanie? Nie wiem, ale ten zespół nie jest sobą.

Z każdym kolejnym meczem spirala się nakręca.

- Doskonale pokazało to spotkanie z Jagiellonią, w którym pojawił się problem nawet z przyjęciem piłki, celnym odegraniem czy oddaniem soczystego strzału. Widać te wszystkie kłopoty jak na dłoni i niestety odzwierciedla je też tabela.

Jak się wychodzi z takich kryzysów? Z pewnością w swojej karierze też się pan z nimi zmagał.

- Zawodnik na co dzień nie myśli takimi kategoriami, raczej szuka pozytywnych stron. Ogromne znaczenie będzie mieć teraz atmosfera i komunikacja w drużynie. Wiadomo, że gdy nie ma wyników, to nastroje są fatalne. Lechowi przydałoby się choć jedno zwycięstwo. Wtedy zespół by się przebudził i być może przestałby mieć tak ogromne problemy z pokazywaniem swego potencjału. Dziś wygląda to tak, że lechici zbliżają się do szesnastki rywala i tam nic nie potrafią zrobić.

Wielu kibiców pyta kto jest to odpowiedzialny. Można też zapytać czyją rolą jest wyjście z tych kłopotów. Większe pole do działania ma tu trener, czy piłkarze?

- Psychika piłkarzy jest w takich momentach niezwykle istotna. To oni muszą się pozbierać i wreszcie stanąć na wysokości zadania. W sobotę czeka ich mecz z Górnikiem Zabrze, którego stawką będzie opuszczenie ostatniego miejsca w tabeli. Kto by się czegoś takiego spodziewał? Dla samych zawodników musi to być fatalne doświadczenie, ale właśnie oni w pierwszej kolejności muszą przez to przebrnąć.

Nie ma takich głosów zbyt wiele, jednak niektórzy zaczynają narzekać na Macieja Skorżę. Uważa pan, że to zasadne pretensje? Jeszcze trzy miesiące temu trener był niemal noszony na rękach. Wywalczył mistrzostwo, Superpuchar Polski, a w Pucharze Polski dotarł do finału. Dziś nikt już o tym nie pamięta.

- Zmiany na ławce trenerskiej w ogóle nie powinny wchodzić w rachubę. Najbliższym momentem na jakąś analizę będzie grudzień. Teraz nie należy nawet tego rozważać.

Uważa pan, że do sztabu można mieć jakieś zastrzeżenia?

- Jedynie o to, że w drużynie jest zbyt dużo kontuzji, ale tu też wiele zależy od losu. Lech ma pecha, czego idealnym przykładem jest Maciej Gajos, który kilka dni po przenosinach do Poznania doznał urazu na treningu. To wygląda jak jakieś fatum, zwłaszcza że ten zawodnik w Jagiellonii grał bardzo regularnie.

Wydawało się, że pozytywną odskocznią dla Kolejorza będą europejskie puchary, ale czwartkowy mecz z Belenenses też nie zachwycił.

- Myślami wszyscy byli raczej przy Ekstraklasie. Już po składzie było widać jakie są priorytety. Kilku podstawowych piłkarzy nie zagrało, co mnie akurat mocno zdziwiło. Uważam, że każdy powinien grać jak najwięcej, zwłaszcza kiedy nie idzie. Gdzie łapać wysoką formę, jeśli nie w meczach o stawkę? Wszyscy czekają na przełom, tymczasem ciągle następują roszady, robi się z tego kołomyja. Nie popieram takiego podejścia. Oczywiście jeśli ktoś zgłasza uraz, to trzeba z niego zrezygnować, ale sadzanie zdrowych kluczowych zawodników na ławce jest dla mnie niezrozumiałe.

Jak pan ocenia letnie transfery Lecha? Nie brakuje głosów, że słaba postawa nowych piłkarzy też ma ogromny wpływ na wyniki.

- Nie zgadzam się z twierdzeniami, że tym zawodnikom trzeba dać czas. Lech przeprowadzał transfery "na już", a nie pod kątem przyszłościowym. Niską skuteczność Marcina Robaka można jakoś usprawiedliwić, bo po pierwsze nie był optymalnie przygotowany, a po drugie dopadł go kolejny uraz. Nie podoba mi się natomiast Denis Thomalla, który nie wygląda na zawodnika predestynowanego do gry na szpicy. Dlatego nie zakładam, że on nagle "odpali" i zacznie strzelać gole. Kiepsko wygląda też Dariusz Dudka, który popełnia sporo błędów przy stałych fragmentach. Z kolei Abdula Aziza Tetteha nie chcę oceniać, bo na razie grał bardzo mało.

[b]Rozmawiał Szymon Mierzyński

[/b]

Źródło artykułu: