O Tomaszu Zającu zrobiło się głośno, jeszcze zanim zaistniał w seniorskim futbolu. Z Wisłą był związany od sezonu 2011/2012, a w I zespole zadebiutował 3 maja 2014 roku, ale szersze grono usłyszało o nim, gdy w sezonie 2013/2014 poprowadził zespół juniorów starszych Białej Gwiazdy do 10. w historii mistrzostwa Polski U-19. W sześciu meczach fazy finałowej zdobył aż 11 bramek, w tym trzy w drugim meczu finałowym z Cracovią (10:0).
Porównywany do Tomasza Frankowskiego napastnik nie potrafił jednak przebić się w I zespole Wisły. W rundzie jesiennej minionego sezonu trener Franciszek Smuda postawił na niego w dziewięciu ligowych meczach (91 minut), a w przerwie zimowej krakowski klub wypożyczył go na pół roku do I-ligowego Chrobrego Głogów.
Jego umowa z Wisłą traciła ważność po sezonie 2014/2015 i choć krakowianie chcieli zatrzymać utalentowanego zawodnika, ten zdecydował się na przenosiny do Korony.
- W Wiśle powinni mieć żal do siebie, że zaproponowali mi takie warunki. Nie żałuję tego kroku, jest mi w Kielcach bardzo dobrze. Spędziłem w Krakowie cztery lata i będzie to dla mnie wyjątkowy mecz. Na co liczę? Oczywiście na wygraną - mówi Zając.
Co na temat swojego niedoszłego podopiecznego ma do powiedzenia trener Kazimierz Moskal? - Już na pierwszej konferencji przed sezonem mówiłem, że liczyłem na to, że z nami zostanie. Po kilku dniach zadeklarował, że zostanie, a za kilka dni podjął inną decyzję, która okazała się ostateczna. Wybrał Koronę i cóż mogę powiedzieć? Jest dorosły, ma swojego agenta i podjął taką decyzją, którą uważał dla siebie za najlepszą - powiedział Moskal.
W Kielcach Zając gra w miarę regularnie, a w Wiśle miałby mniejsze szanse na występy. - Nie gwarantowałem mu miejsca w składzie, ale gdy rozmawialiśmy, pokazałem mu listę zawodników, których mamy i wtedy miał szansę na to, żeby walczyć. Wtedy ta lista była wprawdzie uboższa, niż jest teraz, ale ja nic mu nie gwarantowałem. A jeśli nie żałuje i jeśli jest zadowolony, to życzę mu wszystkiego najlepszego - mówi Moskal.