Nawet Jose Mourinho potrzebował kilku lat, żeby eksplodować. Zanim "The Special One" stał się tym, kim jest dziś, jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci w historii futbolu, był zaledwie tłumaczem.
Pracę w piłce zaczynał 25 lat temu jako trener drużyn młodzieżowych w Portugalii. Potem, przez niemal dekadę był asystentem, m.in. sir Bobby'ego Robsona. Już wówczas dobrze znał język angielski i był tłumaczem doświadczonego szkoleniowca. Według jednej z anegdot, w Barcelonie zarabiał w tej roli równowartość 60 euro.
Biorąc tę posadę, wsiadł do windy, która jedzie tylko do góry. Załatwił mu ją prawdopodobnie Manuel Fernandes. Asystent Robsona pochodził z Setubal, więc znał się z ojcem "Mou". Między młodym tłumaczem a Robsonem szybko zaiskrzyło. Anglik napisał w swojej autobiografii "Farewell but not goodbye", że Mourinho świetnie rozumiał język piłkarzy.
- Łatwo docierał do ludzi. Był zdecydowany. Zresztą nie zachowywał się jak tłumacz. Był niezwykle pewny siebie, chciał chyba, żeby go traktować jak Robsona - opowiadał Andrzej Juskowiak, który miał do czynienia z Mourinho w Sportingu. - Na poważnie jako przyszłego trenera nikt go nie brał, ale był niezwykle inteligentny. Jasnymi, krótkimi zdaniami potrafił dotrzeć do rozmówcy. A to charakteryzuje ludzi inteligentnych - potrafią wyrazić się w trzech słowach, zamiast budować wielozdaniowe konstrukcje. Największą jego zaletą jest to, że gdziekolwiek był, wszyscy szli za nim, nikt głośno nie domagał się gry. To ewenement, bo przecież Mourinho pracuje w klubach, gdzie nawet masażysta jest reprezentantem kraju.
Trzeba przyznać, że miał dużo szczęścia w życiu, mogąc współpracować z Robsonem i Louisem van Gaalem, ale trzeba też pamiętać, że swoją pozycję zawdzięcza przede wszystkim sobie i fantastycznej pracy w Porto. Ten okres stał się dla niego katapultą do wielkiej kariery.
Przez Porto do Chelsea
Po krótkich przygodach w Benfice Lizbona i Uniao Leiria trafił właśnie do FC Porto. Od 2003 roku stał się kolekcjonerem trofeów. Po tym jak wywalczył ze Smokami Puchar UEFA (pierwszy taki sukces klubu po okresie 16-letniej posuchy), a następnie triumf w Lidze Mistrzów, posadę zaproponował mu Roman Abramowicz i - przed sezonem 2004/2005 - zaczęła się jego pierwsza kadencja w Chelsea.
Na Stamford Bridge portugalski menedżer pracował ponad trzy lata, dwa razy sięgając po mistrzostwo i Puchar Ligi Angielskiej, a dołożył do tego po jednym triumfie w Pucharze Anglii i Tarczy Wspólnoty. Nie udało mu się natomiast to, czym oczarował Stary Kontynent w Porto. Nie wygrał z The Blues żadnego z europejskich pucharów.
Już podczas pierwszej kadencji Mourinho Chelsea aż cztery razy mierzyła się z jego byłym klubem. W sezonie 2004/2005 trafiła na Smoki w fazie grupowej Ligi Mistrzów, notując porażkę 1:2 na wyjeździe i zwycięstwo 3:1 u siebie. Obie drużyny ostatecznie wyszły z grupy, ale wygrali ją The Blues.
Kolejne bezpośrednie starcia miały miejsce na przełomie lutego i marca 2007 roku - znów w Lidze Mistrzów, tyle że tym razem na etapie 1/8 finału. Na Estadio do Dragao odnotowano remis 1:1, a w rewanżu górą byli londyńczycy, którzy zwyciężyli 2:1. Ogólny bilans to zatem dwa triumfy Chelsea, jeden remis i jedno zwycięstwo Smoków.
Później w Champions League The Blues grali z FC Porto jeszcze dwukrotnie (dwa zwycięstwa 1:0 w fazie grupowej edycji 2009/2010), ale wtedy ich menedżerem był Carlo Ancelotti, a "The Special One" pracował w Interze Mediolan.
To nie pierwszy powrót do dawnego klubu
We wtorek Mourinho poprowadzi Chelsea przeciwko Porto już po raz piąty, ale powrót na Estadio do Dragao wciąż budzi w nim wielkie emocje. - Pracowałem tu dwa i pół roku i wygrałem wszystko. To klub, który otworzył mi drzwi do międzynarodowej kariery - mówi.
"Wygrałem wszystko" - tę kwestię Portugalczyk chciałby zapewne kiedyś wypowiedzieć także w kontekście pracy na Stamford Bridge. Na razie nie może tego zrobić, bo wciąż czeka na triumf z The Blues w Lidze Mistrzów. We wtorek nadarzy się szansa na wykonanie małego kroku do realizacji tego celu.
Co ciekawe, w swoich ligach oba zespoły rozgrywały w weekend mecze wyjazdowe i zanotowały remisy 2:2. Porto podzieliło się punktami z Moreirense, natomiast The Blues z Newcastle United. Diametralnie różna jest jednak ich sytuacja w tabeli. Smoki to niepokonany lider (bilans 4-2-0), londyńczycy natomiast zajmują w Premier League zaledwie 14. pozycję (2-2-3).
[b]Szymon Mierzyński
[/b]