Słowak Adrian Gula poważnym kandydatem na stanowisko nowego szkoleniowca Legii

Słowacki szkoleniowiec Adrian Gula jest na samym szczycie listy życzeń Legii. Warunek jest tylko jeden - pieniądze. Nie wiadomo czy warszawski klub stać na trenera Żyliny.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

Adrian Gula jest jednym z najzdolniejszych słowackich trenerów młodego pokolenia. Jan Kocian, były trener Ruchu i Pogoni mówi o nim: "bardzo przyszłościowy". Gdyby Legię było na niego stać, Słowak już sprawdzałby mieszkania w Warszawie. Jego filozofia idealnie pasuje do wyobrażeń właściciela klubu Dariusza Mioduskiego.

- Żylina gra teraz piękną piłkę, po ziemi, kombinacyjnie, zawodnicy dużo biegają, są w ciągłym ruchu. Starają się unikać długich piłek. To bardzo nowoczesny futbol. Gula wzoruje się po prostu na najlepszych drużynach na świecie - mówi portalowi WP SportoweFakty Lubomir Moravcik, były reprezentant Słowacji.

Gula jest znany z tego, że nie bierze jeńców. Miejscowi dziennikarze, z którymi rozmawialiśmy nie są w stanie przypomnieć sobie meczu, w którym Żylina cofnęłaby się i murowała bramkę.

- Gula gra bardzo ofensywnie. W każdym meczu to rywale się cofają i czekają na swoją szansę do kontry - mówi nam Jan Kocian.

Ciekawe, że robi to korzystając głównie z miejscowych piłkarzy.

- Ma drużynę złożoną z młodych Słowaków. Podobnie było zresztą w Trenczynie. Żilina właśnie po to go ściągnęła, żeby zbudował taką samą dobrą drużynę. Szalony nie jest, to raczej trener demokrata. Lubi i umie pracować z młodzieżą. Jest na Słowacji bardzo szanowany. Słowackie kluby nie mają dużo pieniędzy, nie kupujemy gwiazd, tylko je szkolimy. W Trenczynie był najlepszym trenerem roku. Żylina go ściągnęła w jasnym celu, miał zbudować taką samą dobrą drużynę jak w Trenczynie - mówi Moravcik.

W Żylinie w każdym meczu można znaleźć kilku chłopców, którzy nie ukończyli jeszcze 20 lat. To dobry trop dla Legii. Jej szefowie często odwołują się do tego modelu budowania drużyny. Zwłaszcza po wizycie w Amsterdamie, przy okazji meczów w Lidze Europy, zobaczyli że klub funkcjonujący na zasadzie "przedsiębiorstwa produkcyjno-handlowego" może przynosić niezły dochód.

- Gula bardzo ściśle współpracuje z akademią młodzieżową. Wprowadzał do drużyny chłopców, którzy mieli po 17 lat, dziś mają po 19 i są gotowi do rywalizacji o puchary - mówi Kocian.

W realiach słowackich taka polityka to konieczność. Nawet jeśli klub sponsoruje Josef Antosik, potentat z branży papierniczej. Żylina ma dziś kilku zawodników, których jest w stanie sprzedać z niezłym zyskiem. Takich jak grający na środku pomocy 18-letni Laszlo Benes, starszy o dwa lata obrońca Milan Skrinar czy prawoskrzydłowy Jaroslav Michalik. 21-latek, którego, jeśli wierzyć słowackim mediom, oglądała m.in. warszawska Legia.

Problem z Gulą jest taki, że w tej chwili ma on kontrakt ze słowackim klubem do 2018 roku.

- Jego filozofia bardzo odpowiada właścicielowi, dlatego Legii trudno będzie go wyciągnąć - ocenia Kocian.

Wiadomo też, że Legia i Żylina utrzymują przyjacielskie stosunki, więc prezes Bogusław Leśnodorski musiałby przekonać nie tylko Gulę, ale i Antosika. A potem wyłożyć pieniądze, mając w perspektywie jednoczesne utrzymywanie Henninga Berga aż do czasu, gdy ten znajdzie sobie nową pracę.

Oprócz Guli, kandydatem do zastąpienia Norwega jest też Rosjanin Stanisław Czerczesow.

Jacek Stańczyk, Marek Wawrzynowski

Kołodziejczyk: Berg nie ma nic do zaoferowania Legii
 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×