Irlandia na drodze do szczęścia. Czas na piękną historię

To będzie dla nas najbardziej nerwowy piłkarski wieczór od lat. Może być również przepiękny. Reprezentacja Polski gra z Irlandią o bezpośredni awans do finałów mistrzostw Europy w 2016 roku.

- Robert Lewandowski to nurek! Taki wielki napastnik, a pada przy każdym dotknięciu - powiedział mi na odchodne, tuż przed lotniskiem w Glasgow miejscowy taksówkarz, 50-letni kibic Celticu Glasgow. Bolało, mocno bolało Szkotów, że to właśnie snajper Bayernu Monachium strzelił te dwa gole. Niektóre szkockie dzienniki robiły im wodę z mózgu, pisząc o naszym strzelcu wyborowym jako o "płaczącym dziecku". I wielu miejscowych w to uwierzyło. Polakowi udało się jednak ich uciszyć. 27-latek sprawił, że dom dumnej szkockiej drużyny, legendarny stadion Hampden Park, zamilkł.

W niedzielę wieczorem, jeśli wszystko pójdzie dobrze, dzięki kapitanowi i jego kolegom dom polskiej drużyny - Stadion Narodowy - wybuchnie nieopisaną radością.

Cisza przed burzą

Na razie jest jednak cisza medialna, zarządzona przez sztab szkoleniowy. Przerwana tylko sobotnią oficjalną konferencją prasową, na której selekcjoner i dwóch zawodników musiało się pojawić. Poobijany w Glasgow zespół w piątek i sobotę chciał odpocząć fizycznie i psychicznie, odizolować się od zgiełku i napięcia, które towarzyszy niedzielnemu meczowi. Fizycznie jest niestety kiepsko, bo Tomasz Jodłowiec, Maciej Rybus i przede wszystkim Arkadiusz Milik z powodu urazów grać nie mogą. Ten ostatni, gdy z bolącym biodrem wyszedł w Glasgow do dziennikarzy, miał jeszcze nadzieję, że to nic poważnego. Niestety, naderwanie mięśni skośnych brzucha skutecznie eliminuje Milika z niedzielnego meczu.

Jak poważne to osłabienie? Niech przemówią liczby. Reprezentacja Polski w tych eliminacjach strzeliła już 31 goli, a para snajperów Milik - Robert Lewandowski miała udział przy 23 trafieniach. Sam Milik strzelił 6 goli, tyle samo razy asystował.

Adam Nawałka musi więc kombinować. Na sobotnie spotkanie z dziennikarzami zabrał Jakuba Wawrzyniaka i Artura Sobiecha. Czy to następcy nieobecnych? A może to tylko zasłona dymna, blef. Niech Irlandczycy sobie myślą, że ta dwójka wskoczy do składu.

Odpocząć psychicznie chyba trudno. Mimo wszystko. Piłkarze - jak sami podkreślają - wiedzą, o co grają. W niedzielę Stadion Narodowy będzie oczywiście pełny, ale nie ma co ukrywać - szykuje się również telewizyjny rekord. Ogromne oczekiwania milionów Polaków mogą paraliżować.

Grzegorz Krychowiak, z którym rozmawiałem po meczu z Glasgow, na pytanie czy mecz z Irlandią będzie porównywalny do finału Ligi Europy, odpowiedział: - Jak najbardziej, bo miejsce będzie to samo.

Napiszcie piękną historię!

Przeciwnik to nasz poziom. Irlandia nie ma co prawda piłkarza klasy Lewandowskiego, ma za to kilkunastu "zielonych" żołnierzy, bardzo zdyscyplinowanych taktycznie, którzy nogi nie odstawią. Piłkarze Martina O'Neilla stracili w tych eliminacjach najmniej goli (5), na dodatek przyjeżdżają do Warszawy podbudowani wygraną z Niemcami. Irlandczycy mają z mistrzami świata lepszy bilans niż my, bo oni z nimi nie przegrali. Nowym bohaterem narodowym jest Shane Long z Southampton, strzelec zwycięskiego gola.

Sytuacja jest jasna. Zwycięstwo, remis 0:0 lub 1:1 dają nam bezpośredni awans do Euro 2016. Przegrana lub wyższe remisy spychają nas do baraży. "Zieloni chłopcy" to bardzo niewygodny rywal. W trzech ostatnich meczach raz nas ograli, dwa razy był remis.

Historia jest jednak dla historyków. A jeśli już piłkarze mają się nią zajmować, to tylko przez napisanie własnej. Pięknej historii.

Początek meczu o godzinie 20:45.

Jacek Stańczyk
Źródło artykułu: