Polska jest uzależniona od Roberta

PAP
PAP

Szkoda, że po naszym golu sami też szybko straciliśmy bramkę. To jest kolejna rzecz, z której należy wyciągnąć wnioski - mówił po meczu z Irlandią Robert Lewandowski. Dobrze chłopak mówi. Nie zwariował!

"Lewy" mógłby się poddać euforii, nastrojowi chwili. Akurat on ma do tego prawo największe. A jednak zauważa, że robimy błędy i że jest to kolejna kwestia, którą możemy poprawić. Kolejna...

Drapię się po głowie i zastanawiam, z niekłamanym podziwem, kiedy nam tak dojrzał kapitan. Dziś - jakkolwiek by to obrazoburczo nie zabrzmiało - jego liderowanie w kadrze jest ważniejsze nawet niż przywództwo Adama Nawałki, do którego mam pełen szacunek.

Po prostu pozycja Roberta przerasta polski futbol we wszystkich aspektach. I nie chodzi tylko o poziom sportowy "Lewego". Doświadczenia zabrane w Dortmundzie i Monachium muszą procentować. Tamtejsza organizacja, przygotowania, logistyka, treningi, mecze - Lewandowski ma to wszystko wprost ze światowego topu.

Wspaniale go zbudowali Juergen Klopp i Pep Guardiola. To wielki przywilej, że Robert spotkał na swojej drodze takich właśnie trenerów. Rozwinęli go sportowo, ale też zbudowali mentalnie. Wie, że czasem trzeba zabrać głos, bo to ważne dla drużyny. Dziś - po niewiele więcej niż roku bycia kapitanem - nie mogę uwierzyć, że wielu ekspertów (w necie łatwo sprawdzić którzy) twierdziło z pełną stanowczością, że "Lewy" na kapitana się nie nadaje. A dzisiaj wydaje mi się, że takiego kapitana to my nie mieliśmy nigdy! Z taką pozycją, z takim wpływem na zespół, z taką odwagą i chęcią brania odpowiedzialności na swoje barki. Jeszcze półtora roku temu po prostu przyjeżdżał na kadrę, był w drużynie. Dziś to jego reprezentacja. – W tym zespole każdy ma się czuć dobrze, niezależnie od tego czy jest stary, czy młody i z jakiego klubu przyjechał. Każdy ma prawo powiedzieć, co mu się nie podoba - mówił po awansie "Lewy", wyraźnie nawiązując do swojej sytuacji, gdy kadra była podzielona na grupki, a on sam nie czuł się w niej najlepiej. Z tej perspektywy zrobienie "Lewego" kapitanem było decyzją kluczową dla ostatecznego sukcesu.

W niedzielę na Narodowym Robert był wielki. Ale mi zaimponował także po meczu. Gdy przemawiał do tłumów na stadionie, w ogóle nie był speszony. Mówił, jakby to robił od zawsze, a występ przed blisko 60-tysięcznym audytorium to nie jest łatwa sprawa. Ludzie się takich rzeczy uczą latami. Widać, że kolejne sukcesy bardzo Roberta zbudowały i dały mu pewność siebie. Ma pozycję, podziw świata i niezależność finansową. Czuje się silny i niezniszczalny. Świat leży u jego stóp i tylko prosi, żeby brać.

Robert czuje, że może niemal wszystko, że ma niespożytą energię i siłę na to, by futbol dzielić z wieloma innymi aktywnościami. To trochę złudne, a dla nas kibiców bardzo niebezpieczne. Bo to, co jest siłą tej reprezentacji (Robert!), jest jednocześnie jej słabością. Biało-czerwoni są totalnie uzależnieni od napastnika Bayernu. Ile ten zespół traci bez "Lewego"? 60 czy może 70 procent? Jakie płyną z tego faktu niebezpieczeństwa wyjaśniać nie trzeba.

Niebezpieczeństwa płyną też z prób zawłaszczania sukcesu. Nowy prezydent Andrzej Duda wparował do szatni piłkarzy w skórzanej kurtce. Gdyby poprzestał na gratulacjach, uściskach dłoni i zrobieniu zdjęcia z Lewandowskim dzieciakowi, którego przyprowadził, to jeszcze pół biedy. Potem piłkarze opowiadaliby, że prezydent był, wyściskał im grabulki, walnął drętwawą mowę i wrócił na trybunę VIP, bo tam - a nie w piłkarskiej szatni - jego miejsce.

Ale gdy prezydent (a raczej jego służby) robi z wydarzenia filmik, wrzuca do sieci, to mam wątpliwości, co do intencji głowy państwa. Tym bardziej że za niecałe dwa tygodnie są w Polsce wybory do parlamentu. Trudno nie ulec wrażeniu, że polityk chciał się ogrzać w ciepełku cudzego sukcesu. W Polsce od czasów komuny to się nie zmienia. A teraz będzie coraz więcej takich, co to będą wypinać pierś do orderów i zaczynać zdanie od: "Ja..." względnie "My...".

I nie chodzi wyłącznie o polityków. Działacze piłkarscy nie są lepsi. Sukces ma zawsze wielu ojców.

A tak naprawdę order to się należy mamie Roberta za to, że urodziła nam takiego chłopaka!

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: