Awansowali, bo nigdy nie zwątpili

WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski

Adam Nawałka nie był bywalcem warszawskich salonów. Nie był celebrytą. Za jego kandydaturą na stanowisko selekcjonera nie wstawiali się kibice czy silne lobby.

Gdy Nawałka został trenerem "narodowej", nie zmienił się, a swoją filozofię ciężkiej pracy i wiary w sukces zaszczepił powoływanym piłkarzom. Okres jego pracy z kadrą to prawdziwa propaganda pozytywnego myślenia.

Filmik zamieszczony w internecie przez Grzegorza Krychowiaka, na którym wraz z Wojtkiem Szczęsnym "konno jadą do Francji", opublikowany został tuż po meczu, ale nagrany był przed decydującym rozstrzygnięciem. Zapytany o to "Krycha" z uśmiechem odpowiada: "Bez ryzyka nie ma zabawy". Zarówno on jak i inni piłkarze Nawałki niechętnie mówią o swoich błędach. Bywają szczerzy, ale zdawkowi. To właśnie od piłkarza Sevilli usłyszałem jakiś czas temu: "A czy pan jest pesymistą, że pyta o sytuacje, w których zrobiliśmy coś źle?".

Nie biję się w piersi, bo wiem, że absolutnie nie mam problemu z optymistycznym podejściem do życia. Rozumiem jednak, z czego wynika postawa odrzucająca jakiekolwiek przejawy negatywnego myślenia.

W analizach przygotowywanych przez sztab szkoleniowy Nawałki przede wszystkim uwypuklane jest to, co wyszło, czyli akcje zagrane zgodnie ze schematem przećwiczonym wcześniej albo te, które wynikają z inwencji drużyny w konkretnej sytuacji meczowej. Błędy omawiane są indywidualnie. Nie ma mowy o publicznej "chłoście" lub rozwodzeniu się nad oczywistościami. W ten sposób utrwalane są jedynie te zachowania, które prowadzą do sukcesu.

O tym, że w kadrze pracują tylko ludzie z poczuciem humoru, począwszy od kucharza, poprzez masażystów, piłkarzy a skończywszy na samym selekcjonerze nie trzeba nikogo przekonywać. Uśmiech nie schodzi z twarzy tego ostatniego, a gdy pojawi się problem, gdy bez formy jest kilku zawodników, a kilku innych właśnie ma kontuzje - on mówi, że wtedy właśnie zaciera ręce, bo wie, że wreszcie pojawiło się wyzwanie. Zapytany o najtrudniejszą decyzję nie wspomina o zmianie kapitana i ponownym powołaniu Błaszczykowskiego. To było proste. Gdyby Kuba nie przespał się z tematem i nie wrzucił na twarz "uśmiechu nr 5", po prostu nigdy by już w tej drużynie nie zagrał. Straciłby na tym i on, i kadra.

Czy z takim przewodnikiem można zabłądzić w regiony zwątpienia i braku wiary? Żywym dowodem na to, że niemożliwe nie istnieje, był i jest "kosmita" Robert Lewandowski, który zaczął całkiem regularnie ocierać się o geniusz. Tym łatwiej było skromnemu trenerowi z Krakowa wpajać te maksymę młodym Milikowi i Linettemu albo do niedawna niedocenianemu Mączyńskiemu. Teraz wszyscy już wierzą. Ale by sięgnąć po ten awans, trzeba było uwierzyć już przed meczem z Niemcami albo i jeszcze wcześniej. Oni to zrobili i wygrali.

Sergiusz Ryczel, dziennikarz nc+

Źródło artykułu: