Marek Kozioł usłyszał w trakcie spotkania wiele cierpkich słów. Krytyka z trybun była uzasadniona, bo golkiper nie spisał się przy obu bramkach straconych przez Sandecję. Najpierw zawahał się przy wyjściu do dośrodkowania i dał się ubiec Keonowi Danielowi, a przy golu Adriana Łuszkiewicza rzucił się na piłkę, nawet ją dotknął, ale i tak wpadła do siatki.
Mimo wpadek, trener biało-czarnych wziął swojego zawodnika w obronę. - Żal mi Marka, nawet bardzo. Kilka meczów bronił solidnie, wybronił nam mecz w Katowicach, bardzo dobrze spisywał się na Arce Gdynia. Żal mi całej sytuacji, która miała miejsce - powiedział Robert Kasperczyk.
Kibice byli tak wściekli na Kozioła, że po jednej z dobrych i pewnych interwencji pod koniec meczu ironicznie bili brawo i złośliwie ją komentowali. - Marek jest wychowankiem i myślę, że przeżył to podwójnie. Nie pochwalam absolutnie tej nadmiernej krytyki wobec tego chłopaka. On jeszcze będzie Sandecji potrzebny - zaznaczył szkoleniowiec.
Opiekun sądeckiej drużyny wstawił się za swoim podopiecznym, a większych pretensji nie mieli do niego koledzy z drużyny. Przynajmniej tak wynikało ze słów Macieja Małkowskiego. - Nie mamy do niego pretensji, bo jako drużyna musimy się lepiej zachować. Po bramce na 2:1, praktycznie nie wyszliśmy z własnej połowy i to był główny błąd.
Skrzydłowy Sandecji nawiązał do sytuacji z końcówki spotkania z Miedzią, gdy w 84. minucie gospodarze wyszli na prowadzenie 2:1, by po 5 minutach dać sobie wbić drugiego gola. Na koniec jednak świętowali, bo Małkowski zapewnił im wygraną w trzeciej minucie doliczonego czasu gry.
Marek Kozioł zagrał w tym sezonie osiem meczów w I lidze i jeden w Pucharze Polski. Jego rywal Łukasz Radliński był sześciokrotnie wystawiany podczas spotkań na zapleczu Ekstraklasy i zaliczył też jeden występ w pucharowych rozgrywkach.