Trener Czesław Michniewicz dzieli sezon na części przedzielane przerwami na reprezentację. W obecnym cyklu Pogoń Szczecin zdobyła dwa z możliwych dziewięciu punktów, a przed nią mecz na terenie, gdzie nie wygrała od 1982 roku. Wybiera się do Legii Warszawa, z którą walczy o wicelidera Ekstraklasy na półmetku sezonu zasadniczego.
Pogoń zremisowała bezbramkowo z KGHM Zagłębiem Lubin w ciężkostrawnym deserze kolejki. Był to mecz, który wpisał się idealnie w typowy poniedziałkowy w Ekstraklasie. Tydzień później przegrała pierwsze spotkanie w sezonie 1:4 z Cracovią. Na dodatek w hańbiącym stylu. Szczecinianie nie zagrali też ani trochę lepiej od ostatniego w tabeli Górnika Zabrze i zremisowali 1:1.
- Jak może taki wynik budować? Rywal jest w dołku, a my remisujemy z nim na własne życzenie, gdy wiadomo, że mocno potrzebujemy punktów - narzekał Adam Frączczak. - Niedługo z drugiego miejsca możemy spaść na czwarte czy szóste. W tabeli jest przecież ścisk, a my nie szanujemy tego, że prowadziliśmy 1:0 z Górnikiem. Bo co? Bo kibice zaczęli krzyczeć "ole"? Teraz czekają nas ciężkie mecze i to dopiero będzie dla nas sprawdzian w jakiej jesteśmy formie.
Michniewicz spodziewał się, że jego drużyna będzie przeżywać trudny moment, ale obecne, gorsze wyniki i taka sama gra są jak zimny prysznic. Już w przerwie meczu z Górnikiem kibice zaczęli gwizdać i ostro mobilizować piłkarzy. Spadek formy Pogoni był ultraszybki.
- Wiele osób uwierzyło, że jesteśmy nie wiadomo, jakimi piłkarzami. Na niektóre mecze wychodziliśmy jakoś dziwnie nastawieni, może zbyt spokojnie. Jeden słabszy mecz, później drugi i trzeci i to się nakręca. Nie chcę mówić o dołku czy jakiejś tragedii, ale na pewno musimy porozmawiać ze sobą i coś zmienić. Musimy załapać się do ósemki, a punktów jeszcze brakuje dużo, by zrealizować cel - dodał Frączczak.
W grze Pogoni widać ostatnio problemy, o których mówiono głośno przed sezonem, a które zostały zatuszowane długą serią bez porażki: krótka ławka, jałowe skrzydła i problem za zdobywaniem goli, gdy zatnie się chimeryczny Łukasz Zwoliński.
- Straciliśmy punkty po raz trzeci z rzędu, a przed nami dwa trudne mecze z Legią i z Lechem. Gdybyśmy pokonali Górnika, to nasza pozycja byłaby bezpieczniejsza. Punkt to punkt, ale dwa zostały stracone przez głupio straconą bramkę. W szatni była złość i u zawodników i u trenera. Zabierzemy ją do Warszawy i chcemy sprawić tam małą niespodziankę - opowiadał bramkarz Dawid Kudła.
Historyczny wyczyn rugbystów Nowej Zelandii