- Ma papiery na granie. Dlatego ja się w ogóle nie dziwię, że jest tam, gdzie jest. Zostawia na boisku wszystko - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Jan Urban, który wprowadzał Rybusa do pierwszego składu Legii Warszawa. - Już w wieku piętnastu lat było widać, że będzie dobrym piłkarzem. Lewa nóżka, technika, szybki krok. Pytaniem było tylko, czy wytrzyma głowa - dodaje Bernard Szmyt z MSP-u Szamotuły.
Był dzień, gdy doświadczony szkoleniowiec mógł w przyszłość Rybusa zwątpić. Maj 2009 roku, "Fakt". I zdjęcie, na którym 20-latek w oparach tytoniowego dymu siedzi za stołem zastawionym butelkami po piwie. Tabloid wielkim tytułem oznajmił, że "niszczy sobie karierę".
Uroki stolicy go kusiły. Warszawa Rybusa jednak nie wchłonęła. Zadbał o to opiekun klubowej młodzieży, Jacek Magiera. Pomogła też wyrozumiałość Urbana, który nie demonizował jego nikotynowych wybryków. - Jest taki wiek, że człowiek chce spróbować wszystkiego. Małe dzieci też tak długo dotykają niektórych rzeczy, aż się nie sparzą - przekonuje, gdy pytamy go o byłego podopiecznego.
Sam zawodnik później w wywiadach podkreślał, że nigdy nie przesadzał z imprezami. Zabawa jest dla ludzi. Zwłaszcza w rozsądnych granicach, po wygranych meczach. On po prostu miał pecha do paparazzich.
Przykład? Sierpień 2011 roku. Kilku zawodników wygraną Legii Warszawa nad Spartakiem Moskwa postanowiło świętować w klubie, który okazał się agencją towarzyską. Przyłapał ich "Super Express". Obok Rybusa w gronie pechowców znaleźli się Ariel Borysiuk, Michał Kucharczyk oraz Artur Jędrzejczyk. Mówili, że nie zrobili nic złego. Fama poszła jednak w kraj.
Dziś Rybus jest nadzieją reprezentacji. Selekcjoner Nawałka odkrył w nim lewego obrońcę. Tej jesieni z nietypowej roli wywiązał się znakomicie i Jakub Wawrzyniak nie może już powtarzać, że do kadry jest powoływany w miejsce zawodnika, który nie istnieje. Z Islandią od pierwszej minuty na boisku pojawił się wprawdzie piłkarz Lechii Gdańsk, na mecze o stawkę pewniakiem jest jednak Rybus.
- To piłkarz, który cały czas się rozwija. I jest uniwersalny - mówi były selekcjoner Biało-Czerwonych, Jerzy Engel. Piłkarz Tereka Grozny znakomicie wpisał się w trend, zgodnie z którym środkowy pomocnik często cofa się, a boczni defensorzy przejmują role skrzydłowych. - Jego obecność w składzie daje Nawałce dużo możliwości taktycznych. Przed nim reprezentacyjna przyszłość - dodaje obecny prezes Polonii Warszawa.
Rybus ma dopiero 26 lat, a w polskiej piłce jest od blisko dekady. Był pupilkiem Franciszeka Smudy i ulubieńcem kibiców Tereka, gdzie wystarczyła runda, by zdobył tytuł zawodnika sezonu. Po jednym z meczów, w którym strzelił dwa gole, prezes nagrodził go Mercedesem. Za kilka miesięcy znów siądzie na walizkach. Menedżer Mariusz Piekarski zapowiedział już, że jego podopieczny z obecnym klubem kontraktu nie przedłuży.
Wszystko zaczęło się w Łowiczu. Tam zbierającego pierwsze szlify Rybusa wypatrzył Robert Wilk. Właśnie on polecił piętnastolatka szkole w Szamotułach. - Zawsze dobrze ze sobą żyliśmy, byliśmy przyjaciółmi. Pewnego dnia zadzwonił do mnie z życzeniami urodzinowymi i przy okazji wspomniał o pewnym zdolnym, lewonożnym zawodniku. A ja lubię lewonożnych - wspomina dziś z uśmiechem Szmyt.
Rybusa zaproszono na zgrupowanie, choć oficjalny nabór do zespołu został zakończony. - Przyjechał z rodzicami na trzy dni i tak już został - mówi doświadczony szkoleniowiec.
Było widać, że z niego zadziora. Szarpał, bez pardonu rozpychał się między starszymi. Skrupuły? Żadnych. Szybkością oraz techniką udowadniał swoją wyższość mniej utalentowanym kolegom i rywalom.
Miał iść w ślady innych lewonożnych z Szamotuł: Wawrzyniaka, Szymona Pawłowskiego, czy Jarosława Fojuta. Udało się, choć kilkukrotnie stawał na rozdrożu. Los zawsze pchał go jednak w dobrą stronę. Bo Rybus wcale nie musiał trafić do Szamotuł. Jego pierwszy trener - Henryk Plichta - był z nim we Wronkach. Tam młody chłopak testy jednak oblał.
Po dwóch latach spędzonych nad Samą przeprowadził się na Łazienkowską. Tam wykorzystał kontuzje doświadczonych oraz umiłowanie Urbana do młodych zawodników. Już w pierwszym sezonie rozegrał dziesięć meczów, strzelił cztery gole.
Wcześniej sprawdzał go Wolfsburg. Felix Magath był pod wrażeniem, chciał Rybusa od zaraz. Ten, po namowach Szmyta, postawił na naukę i postanowił zostać w Szamotułach przez kolejny krok. Niemcy miały poczekać. Kiedy pojawiła się oferta z Łazienkowskiej, odmówić jednak nie mógł. No i się zaczęło.
W koszulce z orzełkiem na piersi wystąpił już trzydzieści dziewięć razy. Z grona powołanych na spotkanie z Czechami (17.11) więcej meczów w kadrze rozegrało tylko trzech zawodników. A Rybus przecież dopiero wchodzi w najlepszy dla piłkarza wiek. I to jako defensor, a więc w nieoczekiwanej roli.
Kamil Kołsut