Michał Kołodziejczyk: Kadra z pazurem (felieton)

Piłkarze reprezentacji Polski udowadniają, że marzenia o wyjściu z grupy na Euro wcale nie muszę być bezpodstawne. Cztery gole w drugiej połowie meczu z Islandią były, jak hasło rzucone finalistom: "Uwaga, nadchodzimy".

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk

Kadra prowadzona przez Franciszka Smudę podczas przygotowań do Euro 2012 nie potrafiła wygrać z żadnym z zespołów, które zapewniły sobie awans na turniej w Polsce i Ukrainie. Drużyna Adama Nawałki dokonała tego już w pierwszym spotkaniu po zakończeniu eliminacji. Islandia nie jest wielkim zespołem, w europejskiej elicie znalazła się pierwszy raz w historii, jednak pokaz mocy polskiego ataku po przerwie musiał zrobić wrażenie.

Gol stracony przez Polskę w 4 minucie z rzutu karnego, szybka kontuzja Jakuba Błaszczykowskiego, a później kilka wymownych gestów Roberta Lewandowskiego skierowanych do swoich kolegów. To "Ej, no co jest?" przeczytać z ust polskiego kapitana było bardzo łatwo. Lewandowski nie dowierzał, cicho też było na trybunach. Ej, no co jest? Znowu daliśmy się nabrać? Znowu napompowaliśmy balonik oczekiwań, by na ziemię, na własnym stadionie, sprowadzała nas jakaś Islandia? Z taką grą, jak do przerwy w Warszawie, we Francji nie mielibyśmy czego szukać. Jest jednak coś pięknego w kadrze Nawałki, chyba nawet piękniejszego, niż gdyby wszystkie mecze wygrywała jak Grecja w 2004 po 1:0. Ta drużyna pięknie podnosi się z kolan. Czerpie z tego siłę i przyjemność.

Przez dekady tracone gole podcinały nam skrzydła. Szybko tracone często prowadziły do katastrofy. – Uwierzyłem, że awansujemy na Euro dopiero w Szkocji, kiedy w ostatniej minucie wtłoczyliśmy piłkę do bramki przeciwnika doprowadzając do remisu. W ostatnim czasie szczęścia nam brakowało, tym razem było przy nas – powiedział mi przed meczem Błaszczykowski. Kadra podniosła się przecież także w meczu ze Szkotami na własnym boisku, a w decydującym o awansie meczu z Irlandią nie podłamała się wyrównującym golem zdobytym z rzutu karnego kilka minut po tym, kiedy wyszliśmy na prowadzenie.

Z rozmów z piłkarzami wynika, że zdają sobie sprawę ze zmiany, jaka zaszła w ich głowach, od kiedy za sterami kadry jest Nawałka. Za Smudy czy Waldemara Fornalika nie mieli w sobie siły, by po ciosie od rywala, zrobić coś innego, niż szukać drobnych na boisku z nisko spuszczoną głową. Teraz wiedzą, że szczęściu trzeba pomóc. Narzekać na brak wygranej w totolotka mają prawo tylko ci, którzy chociaż kupili los.

Świetnie, że Nawałka nie uznał swojego dzieła za skończone. W piątek w Warszawie sprawdził bardziej ofensywne ustawienie, z Piotrem Zielińskim w środku pomocy. Zieliński zdał egzamin, a kiedy zszedł z boiska, pojawił się na nim 18-letni Bartosz Kapustka i w drugim meczu w reprezentacji strzelił swojego drugiego gola. I Zieliński, i Kapustka to piłkarska młodzież, ale ze znakiem jakości, który powinien im zapewnić miejsce w kadrze na Francję. Kiedy po Euro 2012 zirytowany tym, że Smuda korzystał praktycznie z 14 graczy, zapytałem Jakuba Wawrzyniaka po co w takim razie trener powoływał 23-osobową kadrę, piłkarz odpowiedział: "Bo UEFA kazała". Nawałka wolałby pewnie, żeby UEFA kazała mu powołać jeszcze więcej zawodników. I nie dlatego, by dorobili się odcisków na tyłku od siedzenia na ławce rezerwowych. Mecz z Islandią pokazał, że nasz selekcjoner ciągle szuka i co najważniejsze – umie zareagować na to co się dzieje na boisku. Ma pomysł. A piłkarze akurat lubią, gdy ktoś patrzący na sytuację z boku pomaga im myśleć.

Michał Kołodziejczyk
Redaktor Naczelny WP Sportowe Fakty

Nawałka: wiara w korzystny wynik była ogromna
 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×