Oceniamy ligę: Korona Kielce. Wszędzie dobrze, tylko w domu najgorzej

Mieli być chłopcami do bicia. Nie byli. Mieli zamykać tabelę. Nic z tego. Przez długi czas Korona Kielce sumiennie pracowała na miano rewelacji, po raz kolejny pokazując, że nie warto jej przedwcześnie skreślać. Szkoda, że tylko na wyjazdach.

W tym artykule dowiesz się o:

Korona przed rozpoczęciem rozgrywek była jak jajko niespodzianka. Niby wiesz, że jest coś w środku, ale dopóki nie otworzysz, nie będziesz miał pewności co dokładnie. Latem zespół przeszedł kadrową rewolucję. Odszedł trener Ryszard Tarasiewicz i trzon ekipy, która w minionym sezonie była o krok od miejsca w grupie mistrzowskiej - Paweł Golański, Jacek Kiełb, Luis Carlos, Olivier Kapo, a po kilku kolejkach Piotr Malarczyk. Brak liderów, notoryczny brak pieniędzy sprawił, że Korona stała się głównym kandydatem do spadku. Wielu ligowych ekspertów nie miało co do tego żadnych wątpliwości.

Oczywiście, jak to w Kielcach bywa przed startem każdej rundy, niewiadomą było czy Korona w ogóle w lidze zagra. Klub znowu wyciągnął ręce po miejskie pieniądze, tym razem po 2,8 mln złotych. Znowu groził bankructwem w przypadku nie przyznania kasy. O to, czy utrzymywanemu w całości z publicznych pieniędzy klubowi pomagać, toczy się w stolicy województwa świętokrzyskiego od długiego czasu duża dyskusja, a kolejne debaty przybierają burzliwy ton. Nie bez racji uważa się na przykład, że lepiej dać kasę na przedszkola, nowe chodniki i dwieście innych ważniejszych spraw niż przeciętny ligowy zespół. No, ale ostatecznie po raz kolejny Korona z innymi potrzebami wygrała.

Tymczasem ligowa rzeczywistość ponownie spłatała figla. Choć trzeba przyznać, że ekstraklasa zna już podobne przypadki. To nie pierwszy raz, kiedy bieda jednoczy. Kiedyś piłkarze Polonii Bytom bez grosza przy duszy wykręcali wynik ponad stan. Potem zawodnicy Polonii Warszawa, którzy za rządów biznesmena Ireneusza Króla przez kilka miesięcy nie dostawali wypłat, mieszali w ligowej czołówce.

Jesienią to piłkarze Marcina Brosza 
udowadniali, że z problemami, na przekór wszystkim, też można wygrywać. Piłkarze, a dla wielu z nich była to pierwsza prawdziwa szansa pokazania się w ekstraklasie, nie robili sobie nic z nieprzychylnych komentarzy. Sami mogli siedzieć i narzekać, jak to im źle. Tymczasem Korona Przybyła i zwyciężyła.  w dwóch pierwszych meczach z Jagiellonią (3:2) i Zagłębiem Lubin (2:0) strzelił trzy gole. Kilka kolejek później na Łazienkowskiej pogrążył Legię (2:1), strzelił jej gola w doliczonym czasie gry. Z mistrzem Polski Lechem Poznań udało się z kolei bezbramkowo zremisować.

Zespół tak się rozochocił, konsekwentnie ciułał punkty, że na wyjeździe przegrał dopiero w 16. kolejce w Białymstoku (0:1). Wtedy też jednak przyszedł kryzys, w kolejnych sześciu meczach Korona zdobyła tylko jeden punkt. Niestety, jak się nie strzela goli, to się nie wygrywa. A kielecka drużyna generalnie, przez całą jesień była skuteczna jak miejskie władze, które od lat usiłują klub sprzedać. Mieli być Niemcy, miała być Roma albo Andrzej Grajewski. Ostatecznie nadal trzeba na Koronę łożyć z publicznej kasy.

Dorobek strzelecki koroniarzy jest marny. Zaledwie 16 goli. Mniej niż  (21). Przy tak rozregulowanych celownikach dwunaste miejsce na koniec roku - z minimalną stratą do "ósemki" - należy uznać za sukces.

EkstraKLASA: Wyjazdowa passa

Osiem spotkań bez przegranej na obcym terenie z rzędu. Aż 19 z 24 punktów wywalczone na wyjeździe. Prosta gra, żelazna defensywa, bez zbędnego kombinowania. Kieleccy piłkarze z elementu przez lata będącego ich piętą achillesową, uczynili niebywały atut.

EkstraKLAPA: Wszędzie dobrze, tylko w domu najgorzej

No właśnie. W domu na pewno nie najlepiej. Z jednej strony wyjazdowa passa, z drugiej domowa niemoc. Korona zadała kłam przysłowiu i obok Podbeskidzia Bielsko-Biała była najgorzej punktującym zespołem przed własną publicznością. Niedługo za przychodzenie na jej mecze to ona powinna kibicom płacić. Tamtejszy stadion zawsze był twierdzą. Przecież nie tak dawno miejscowi piłkarze śrubowali kolejne rekordy meczów bez porażki na Kolporter Arenie.

Jedno zwycięstwo, dwa remisy oraz siedem porażek. Pięć miesięcy bez domowego triumfu. Gościnność w pełnej krasie. Zastaw się, a postaw się.

Lider: Zbigniew Małkowski

Dla 37-letniego bramkarza ostatnie miesiące były jak powrót z zaświatów. Będący w konflikcie z klubem Małkowski został przywrócony do pierwszego zespołu i od razu stał się jego filarem. Wygrał rywalizację o miejsce w składzie z młodszym od siebie Dariuszem Trelą i przede wszystkim wielokrotnie ratował swoich kolegów z opresji, co dało kilka punktów więcej. Charakterny, a przy tym znający się na swojej robocie. Lider jak się patrzy.
Cytat: Zbigniew Małkowski


 - Korona stała się zespołem odwrotności. Wcześniej miała problemy ze zdobywaniem punktów na wyjeździe, a teraz nie może punktować u siebie.

{"id":"","title":""}

Komentarze (2)
DexterCK
23.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Napastnik i jakiś kreatywny ofensywny do dogrywania piłek. Bez takich wzmocnień to 12 miejsce może się okazać szczytem marzeń. Niestety znając życie kadra znowu się osłabi i będzie strach do os Czytaj całość