Amerykański sen kibiców Herthy. Berlin będzie miał drużynę w Lidze Mistrzów?

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / PAP/EPA/Lukas Schulze / PAP/EPA/Lukas Schulze
PAP/EPA / PAP/EPA/Lukas Schulze / PAP/EPA/Lukas Schulze
zdjęcie autora artykułu

Piłkarze Herthy BSC rundę jesienną Bundesligi wzięli szturmem. Zostali jej największą sensacją. Awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów jest na wyciągnięcie ręki. Wraz z nim - perspektywa odzyskania blasku. Wszystko to wygląda jak amerykański sen.

W tym artykule dowiesz się o:

Sytuacja Herthy napawa optymizmem, choć jeszcze kilka lat temu wydawało się, że będzie zupełnie inaczej. Latem 2010 zespół ze stadionu olimpijskiego zleciał do drugiej ligi, by po roku wywalczyć awans, a potem znów spaść na kilkanaście miesięcy.

Balans okazał się kosztowny. Drużyna musiała walczyć o pozostanie w Bundeslidze. Tylko wtedy działacze mogliby myśleć o uzdrowieniu finansów. Sprowadzenie drogich piłkarzy było wykluczone. Zadłużenie wynosiło przeszło 24 miliony euro. Kolejne niepowodzenie na polu sportowym oznaczałoby poważne kłopoty z płynnością. Nikt w Berlinie nie wyobrażał sobie powrotu do sytuacji sprzed 3 lat, gdy dług przekraczał 40 milionów, czy z roku 2006, gdy wynosił prawie 55 milionów. Niemiecka ekstraklasa oraz oszczędna polityka dawały realną szansę na stopniową redukcję zobowiązań. Proces miał być jednak żmudny. Herthę czekało kilka lat zaciskania pasa.

Nagle stał się cud. Pod koniec stycznia 2014 zajmujący się budżetem Ingo Schiller ogłosił wielki dzień. Amerykański inwestor wykupił 9,7 procenta akcji klubu, płacąc za nie 61,2 miliona. - Przelew już do nas dotarł! - cieszył się Schiller, który miał spore powody do radości. Zastrzyk gotówki pozwolił berlińczykom pokryć zobowiązania i zabezpieczyć budżet. Odtąd miało być już tylko lepiej...

Bez szastania

Jednym strzałem pozbyto się wszystkich długów. Mimo to dyrektor sportowy Michael Preetz nie zamierzał szaleć na rynku transferowym. Podczas poprzedniego sezonu wzmocnienia kosztowały Herthę 14,5 miliona. Jednak ogólny bilans i tak był dodatni. Latem wykorzystano niepełną nadwyżkę, a w styczniu na Olympiastadion panować ma absolutny spokój. - Żadne wzmocnienia nie są nam potrzebne. Czterech piłkarzy powinno wrócić do zdrowia na rundę rewanżową. Miejmy nadzieję, że tak będzie - powiedział Preetz.

Plan rozwojowy jest jasny. Jego główne założenie brzmi: "krok po kroku". - Ambicje są takie, by zmniejszać dystans do klubów wielkiej szóstki, czyli Bayernu Monachium, Borussii Dortmund, VfL Wolfsburg, Schalke 04, Bayeru Leverkusen oraz Borussii Moenchengladbach. W tej chwili na pensje wydają one trzy, cztery razy więcej niż Hertha, którą etaty kosztują 37,5 miliona - mówi dziennikarz "Berliner Morgenpost" Uwe Bremer.

Nadrabianie odległości ułatwić może kolejny inwestor. Ponoć władze klubu są w trakcie rozmów. Ważnym punktem progresu finansowego jest również stadion olimpijski. Jego pojemność to prawie 75 tysięcy widzów. Działacze Herthy marzą, by obiekt wypełniał się częściej niż dwa razy w sezonie podczas meczów z Bayernem oraz BVB. Na razie średnia frekwencja oscyluje wokół 50 tysięcy.

Wielka runda

Do jej zwiększenia prowadzi tylko jedna droga - sukces sportowy. Po rundzie jesiennej berliński zespół zajmuje trzecie miejsce. Pierwsze trzy drużyny awansują bezpośrednio do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Podopieczni Pala Dardaia mają więc realną szansę, by osiągnąć ten cel. Postawa Herthy jest największym zaskoczeniem niemieckiej ekstraklasy w minionym półroczu. Autorem sukcesu mianowano właśnie szkoleniowca. To on miał największy wpływ na piłkarzy. Stał się dobrym wujkiem. Oczyścił  atmosferę i dotarł do ich głów. Wytłumaczył, że muszą wykrzesać z siebie absolutne maksimum, ale dał też sporo luzu. Powiedział wprost: jeśli chcecie palić papierosy, róbcie to. Najważniejsze, by nie zaniedbywać obowiązków.

– Podczas letniego okresu przygotowawczego pracowali bardzo mocno. Podobno tak intensywnie nie było od dawna. Zmieniła się także taktyka. W latach 2013-15 był to głównie kontratak. Głęboka defensywa, wybijanie piłki i szybkie przeniesienie się do przodu – tak wyglądał futbol za poprzedniego trenera, Josa Luhukay'a. Obecnie z tyłu nadal jest stabilnie, ale zwiększone zostało posiadanie. Zawodnicy nauczyli się dominować - wyjaśnia Bremer.

W 17 kolejkach Hertha zdobyła 32 punkty. Wygrała aż 10 meczów ligowych. Awansowała też do ćwierćfinału Pucharu Niemiec, gdzie zmierzy się z 1. FC Heidenheim. - Dzięki dobrym rezultatom zespół poczuł się pewniejszy. W grudniu Hertha wygrała wszystkie cztery spotkania - zauważa dziennikarz stołecznej gazety, który chwali również pracę Preetza. - Spośród czterech ściągniętych latem graczy, trzech to prawdziwe wzmocnienia. Mam na myśli Mitchella Weisera, Vladimira Daridę oraz Vedada Ibisevicia. Niklas Stark zmagał się z kontuzją – dodaje.

Otwartym pozostaje pytanie, co stanie się z rewelacją rundy po Nowym Roku. - Nie ma się czego bać. Było tylko pięć porażek. Wszystkie z klubami ze ścisłej czołówki. Co istotne – zawsze po przegraniu meczu piłkarze potrafili się podnieść i wygrywali. Nie było żadnej negatywnej serii. Teoretycznie mogą wystąpić problemy z urazami czy brakiem szczęścia, ale jakoś w to nie wierzę. Postawa Herthy była zbyt porządna, by takie kłopoty mogły nią wstrząsnąć - twierdzi Uwe Bremer.

Nie być jak inni

Nie ma wątpliwości, że wynikiem zaskoczeni są w samym Berlinie. W klubie nikt nie zamierza pompować balonika, który mocno dmuchają dziennikarze. - Nasz cel sezonowy zakładał zdobycie 40 punktów. To bezpieczna granica, która daje utrzymanie. Kiedy ugramy kolejne osiem oczek, będziemy się zastanawiać, co dalej - uspokajał Preetz.

Gdyby historia miała się powtórzyć, w roku 2016 zobaczylibyśmy berliński klub na arenie międzynarodowej. Po 17. serii gier sezonu 2001/02 Hertha miała 31 punktów. Siedem lat później zgromadziła dwa oczka więcej. W obu przypadkach kończyła rozgrywki tuż za podium.

Jedno jest pewne. Berlińczycy nie chcą podzielić losów FC Augsburg, SC Freiburg, Hannoveru 96 czy 1.FSV Mainz. Wszystkie wymienione drużyny po awansie do europejskich pucharów miały ogromne problemy na boiskach ligowych. Najcięższy los spotkał zespół z Fryburga. W sezonie pucharowym konieczna była długa walka o utrzymanie. Rok później nastąpił spadek.

Mateusz Karoń

[color=black]Święta tradycja. Piszczek i Olkowski zagrali z kumplami z Gwarka

{"id":"","title":""}

[/color]

Źródło artykułu:
Czy Hertha BSC awansuje do Ligi Mistrzów?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (0)