Gdy Artjoms Rudnevs, a potem Łukasz Teodorczyk trafiali kilka lat temu do Lecha Poznań mieli podążać drogą wytyczoną przez Roberta Lewandowskiego. Dobra gra w Kolejorzu, walka o koronę króla strzelców, a potem wyjazd za granicę. Obu się to udało, choć oczywiście żaden z nich nie robi nawet w połowie takiej kariery jak "Lewy". To jednak fenomenem, który szybko się nie powtórzy. Mimo to od dłuższego czasu jest inspiracją dla wielu napastników.
Magia Lewandowskiego w Poznaniu wygasła. Kiedyś było to idealne miejsce dla napastników. Lech gra ofensywnie, stwarza sporo sytuacji i nawet tak nieskuteczni zawodnicy jak wspomniany Łukasz Teodorczyk czy nawet Bartosz Ślusarski potrafili regularnie zdobywać bramki. Od czasu odejścia "Teo" poznaniacy mają jednak problem ze znalezieniem dobrego zawodnika do ataku.
Latem pozyskano Marcina Robaka i Denisa Thomallę, ale obaj okazali się nieudanymi transferami i zdobyli tylko po dwie bramki. Pierwszy sporo czasu stracił przez kontuzje, a drugi spalił się psychicznie i już go w stolicy Wielkopolski nie ma. Problem w tym, że mistrzowie Polski nie potrafią sprowadzić nikogo na ich miejsce. Tak chwalony skauting nie znalazł żadnego wartościowego gracza na tą pozycję. Przynajmniej żadnego takiego, który w Lechu chciałby grać. Jeszcze jakiś czas temu byłoby to nie do pomyślenia. Dziś wciąż większość zawodników marzy o tym, aby być jak Lewandowski, ale mało kto uważa, że ścieżka do tego prowadzi przez Poznań.
Aby zostać napastnikiem Lecha nie trzeba mieć wbrew pozorom wielkich umiejętności. Wystarczy imponować czymś innym - silną psychiką. Tylko kozacy sprawdzają się w Poznaniu. Gdyby Teodorczyk i Ślusarski nie mieli dużej pewności siebie, to szybko zostaliby skreśleni. "Teo" w pierwszej rundzie rozczarowywał i zdobył tylko jedną bramkę. Kibice krytykowali go porównywalnie do Denisa Thomalli. Różnica między nimi polegała jednak na tym, że słynący wręcz z arogancji Teodorczyk się tym nie przejmował i w kolejnym sezonie zdobył 24 bramki, a Thomalla musi odbudowywać się w ojczyźnie.
Podobnym przykładem był Zaur Sadajew. On też na początku grał słabo, a czasami nawet tragicznie. Kilka miesięcy później wypełniony po brzegi Inea Stadion głośno skandował jego imię i nazwisko podczas świętowania tytułu mistrza Polski. I choć był skrytym człowiekiem unikających kamer, to w środku miał duszę wojownika.
Obecnie Lech został jedynie z Dawidem Kownackim. Czy 18-letni zawodnik będzie w stanie zagwarantować regularność w zdobywaniu bramek? Wątpliwe. Poznaniacy więc desperacko szukają napastnika. Najnowszym kandydatem jest Nicki Bille Nielsen. Niesforny Duńczyk spełnia kryteria wspomniane powyżej. Komu jak komu, ale jemu pewności siebie odmówić nie można. Na pewno wytrzyma presje. Ktoś kto potrafi podrzeć koszulkę ze złości na arbitra, a po zdobyciu braki podbiec do trybun i napić się piwa lub na mieście wdać się w bójkę z policją na pewno nie zablokuje się po kilku zmarnowanych sytuacjach. Być może Lech sprowadzając tego zawodnika popadnie ze skrajności w skrajność, ale w takim szaleństwie może być metoda.
Sukcesu nie musi gwarantować piłkarz pokroju Lewandowskiego. Wystarczy odpowiedni charakter. Ostatnio jednak do Lecha trafiało sporo graczy mających z tym problem. Zarząd musi więc zmienić politykę transferową na mniej zachowawczą, co powinno wpłynąć na sukcesy i większą frekwencję na stadionie.
[b]Michał Jankowski
Zobacz więcej tekstów Michała Jankowskiego
Leo Messi nie wyklucza zmiany barw klubowych. "Chciałbym kiedyś zagrać w Argentynie"
[/b]
Źródło: Press Focus/x-news