Od wprowadzenia rewolucyjnej zasady, której największym orędownikiem był Michel Platini, długi europejskich klubów zmniejszyły się z 1,7 mld euro do 487 mln. To wielki sukces, bo bez żadnej zewnętrznej kontroli, wiele z nich pędziło ku przepaści. - Zaczęliśmy drogę od błędnego koła do koła sukcesu - tak skomentował finansowe fair-play Gianni Infantino. To lekkie nadużycie, bo system regulacji ma szereg wad. Ale ratuje europejską piłkę przed pęknięciem bańki finansowej.
UEFA dostrzegła je w zeszłym roku, po blisko czterech latach funkcjonowania zasady dyscyplinującej kluby. Jeden z największych problemów, to zbyt restrykcyjne wymagania dotyczące nowych inwestorów. Potencjalni właściciele nie mogą opierać się na teoretycznych i planowanych zyskach. Muszą przedstawiać realne gwarancje finansowe, a to blokuje wielu przedsiębiorców chcących dokapitalizować kluby. Kluczowe jest także wprowadzenie możliwego deficytu w wysokości 30 mln euro, dla wszystkich, którzy w ciągu czterech ostatnich lat nie byli karani. Plan czteroletni z deficytem miałby rację bytu jedynie przy prognozowanych zyskach i zabezpieczeniach ze strony właścicieli.
Kluby apelują także o złagodzenie kar, które są wielostopniowe. Począwszy od ostrzeżenia, a skończywszy na zablokowaniu wpływów z tytułu występów w europejskich pucharach czy zakazu rejestracji nowych zawodników. Ten aspekt również ma ulec modyfikacji. UEFA na pewno nie odstąpi od zasady finansowego fair-play.
Mateusz Święcicki