Leicester City: Droga do szczęścia (komentarz)

PAP/EPA / TIM KEETON
PAP/EPA / TIM KEETON

Rok temu Leicester City okupowało ostatnie miejsce w tabeli Premier League. Nikt nie dawał Lisom cienia szansy na utrzymanie. Dzisiaj niemal ten sam zespół jest na szczycie tabeli.

Leicester City w weekend pokonało na Etihad Stadium Manchester City. Bez dwóch zdań Lisy są najpoważniejszym kandydatem do mistrzostwa Anglii, chociaż od wielu miesięcy wszyscy czekają aż Leicester City w końcu się zatnie i wróci do ligowej przeciętności. Nic z tego. Claudio Ranieri i spółka mają się bardzo dobrze.

The Championship - awans

Jest 3 maja 2014 roku. Leicester City zwycięża w ostatnim meczu w sezonie pokonując Doncaster Rovers 1:0. Ze sporą przewagą jak na The Championship wygrywa ligę. Drugie Burnley FC ma 9 punktów mniej, a trzecie Derby County aż 17. Lisy w cuglach zdobywają ligę, uzyskując 102 punkty. Spory wkład ma Marcin Wasilewski, który doskonale odnalazł się w zespole. Silny, twardy i ambitny - te cechy pozwoliły mu na wywalczenie miejsca w składzie i awans do Premier League.

We wspomnianym spotkaniu z Doncaster Rovers ośmiu graczy z podstawowego składu wciąż są piłkarzami Leicester City. To m.in. Riyad Mahrez, Danny Drinkwater, Wes Morgan czy Kasper Schmeichel, czyli zawodnicy, bez których teraz trudno wyobrazić sobie Leicester City. Wówczas Mahrez nie był jednak tym samym graczem co teraz.  W 19 meczach zdobył zaledwie trzy bramki.

Sprawa Pearsona

Z wielkimi ambicjami rozpoczęli sezon w Premier League. Początkowo nie szło Lisom źle. Remisy z Evertonem i Arsenalem z pewnością należy traktować w kategorii sukcesów. We wrześniu przyszły dwa zwycięstwa. Pierwsze nad Stoke City, a następnie sławetny pojedynek z Manchesterem United. Czerwone Diabły prowadziły z rywalami 3:1 i to do 62. minuty. Dały sobie jednak wbić cztery gole i Leicester zwyciężyło aż 5:3.

To miał być początek wielkiej formy beniaminka. Tymczasem okazał się początkiem dramatu. Lisy nie potrafiły wygrać kolejnych trzynastu spotkań i aż jedenaście z nich przegrywając. Tak beznadziejna forma zespołu skutkowała ostatnim miejscem w tabeli i nikłymi szansami na pozostanie w lidze.

Przełamały się dopiero pod koniec grudnia, wygrywając z innym kandydatem do spadku Hull City. Później remis z Liverpoolem i zwycięstwo nad Aston Villą na krótko wlały w serca fanów nadzieję na pozostanie w Premier League. Osiem kolejnych spotkań bez kompletu punktów jasno wskazywało w jakiej lidze w następnym sezonie będzie występowało Leicester.

Przebudzenie nastąpiło w kwietniu. Lisy wygrywały cztery z pięciu meczów - uległy tylko Chelsea. W maju dołożyły kolejne trzy triumfy i remis, co pozwoliło zająć im ostatecznie 14. miejsce z sześcioma punktami przewagi nad strefą spadkową.

Nigel Pearson był noszony na rękach za uratowanie ligi. Nie potrafił jednak dogadać się z działaczami i pod koniec czerwca został zwolniony, co wywołało falę wzburzenia. Gary Lineker nie krył swojego rozczarowania. - Ci co prowadzą piłkę nożną [działacze Leicester] nigdy nie przestaną zadziwiać swoją głupotą - mówił wówczas.

Era pizzy

Po wielkim rozczarowaniu cały bałagan przyszło posprzątać Claudio Ranieriemu. Włoch ma niezwykle bogate CV i po 11 latach wrócił do Premier League. Przez cztery sezony prowadził Chelsea, ale gdy nadszedł Roman Abramowicz musiał opuścić Stamford Bridge.

Swoje trzy grosze ponownie wrzucił Lineker, który z pewnością nie jest orędownikiem tajskich właścicieli klubu. - Claudio Ranieri? Naprawdę? - kpił na Twitterze. - To z pewnością doświadczony menedżer, ale wybór był banalny - dodał legendarny napastnik.

Sezon rozpoczął dobrze - od dwóch zwycięstw i remisu z Tottenhamem Hotspur. Kulała jednak gra w defensywie. W jedenastu meczach z rzędu Lisy nie potrafiły zachować czystego konta.

Ranieri żartował na łamach mediów: - Chcę kupić pizzę, ale moi piłkarze nie chcą jej. Może nie kochają pizzy. Mówię tak, ponieważ powiedziałem im, że jeśli zachowają czyste konto to kupię każdemu piłkarzowi pizzę. Może czekają aż powiem: "Ok, zamawiam dobrą kolację". Może po prostu czekają aż ulepszę ofertę i do pizzy dorzucę hot doga.

Gdy we wrześniu Leicester przegrało na własnym stadionie z Arsenalem 2:5 nikt nie sądził, że kilka miesięcy później Lisy będą na czele tabeli. To właśnie z Kanonierami zagrają w najbliższej ligowej kolejce.

Jeszcze rok temu Jamie Vardy oraz Riyad Mahrez byli niemal anonimowi. Zupełnie nie potrafili przystosować się do wymogów w Premier League. Vardy przez cały sezon uzbierał pięć ligowych trafień, a dzisiaj ma ich 18 na koncie i przewodzi w klasyfikacji najlepszych strzelców. Z kolei Mahrez latem był bliski opuszczenia klubu, ale ostatecznie został i w samej lidze zdobył 14 goli i dołożył 10 asyst.

Leicester ma pięć punktów przewagi nad Arsenalem oraz Tottenhamem Hotspur. Jeśli takie pojedynki jak ten ostatni z Manchesterem City będą domeną Lisów, to z pewnością poznamy sensacyjnego mistrza Anglii. Hegemonia Arsenalu, Manchesteru United, Chelsea i Manchesteru City zostanie przełamana. Pierwszy raz od 1995 roku klub spoza wymienionej czwórki zostanie zdobywcą ligi.

Bartosz Zimkowski

Źródło artykułu: