Nemanja Nikolić: Transfer? Decyzja w rękach klubu

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

- Decyzja w sprawie transferu jest w rękach klubu - mówi w wywiadzie dla "Piłki Nożnej" Nemanja Nikolić. WP SportoweFakty jako pierwsze napisały, że supersnajper Legii jeszcze tej zimy może trafić do Chin.

Wystarczyła runda, aby zapracował na dwie nominacje w plebiscycie tygodnika "Piłka Nożna" za rok 2015. W kategorii Obcokrajowiec Roku Nemanja Nikolić musiał uznać wyższość trenera Piasta Gliwice Radoslava Latala, ale w rywalizacji o tytuł Ligowca Roku nie miał sobie równych.

"Piłka Nożna": W plebiscycie tygodnika „Piłka Nożna” zostałeś wybrany Ligowcem Roku 2015. Gratulacje.

Nemanja Nikolić: Dziękuję bardzo. To moje pierwsze takie wyróżnienie od kiedy gram w Polsce. Byłem piłkarzem miesiąca Ekstraklasy, przez kibiców Legii zostałem wybrany zawodnikiem rundy, docenił mnie również Canal Plus. Jestem bardzo dumny z tej nagrody, ponieważ w Legii jestem od pół roku i to bardzo trudne dla piłkarza przyjeżdżającego do nowego klubu i nowego kraju, aby zaadaptować się tak szybko. Oczywiście koledzy z drużyny bardzo mi pomogli – dobrze czuję się w szatni, w klubie i na boisku. Bardzo im dziękuję, bez nich nie miałbym tak udanego okresu. Będę pracował ciężko, dam z siebie maksimum, żebyśmy mogli osiągnąć cel do jakiego dążymy jako klub, czyli mistrzostwa Polski. Dla mnie, już indywidualnie, bardzo ważne będzie wywalczenie korony króla strzelców.

Ostatnie ponad pół roku było dla ciebie szalonym okresem. Jak po urlopie i okresie przygotowawczym oceniasz rundę jesienną?

- Czas minął dla mnie zbyt szybko, mam poczucie, jakbym przyjechał do Warszawy wczoraj. Rozegraliśmy mnóstwo meczów, prawie non stop byliśmy w podróży, właściwie nie miałem nawet czasu, aby dokładniej zobaczyć miasto. Jesienią zagrałem w 37 spotkaniach, w poprzednim sezonie na Węgrzech przez całe rozgrywki było ich 31. To był dla mnie intensywny czas.

Największe zaskoczenie w Polsce?

- Atmosfera na meczach. Przed przyjazdem słyszałem, że Legia ma najlepszych kibiców w Polsce, tworzących fantastyczną atmosferę i moje pierwsze wrażenie było świetne. Pamiętam, że po pierwszym meczu czułem się jak małe dziecko, czekając kolejne dwa tygodnie na spotkaniu u siebie.

Jesteś bardzo rodzinny. Jak twoi najbliżsi czują się w Warszawie?

- Świetnie, i to dla mnie bardzo ważne. Kiedy są szczęśliwi – ja też jestem. Mam wtedy czystą głowę i mogę skupić się na zadaniach w Legii. Mieszkają ze mną w Warszawie, córka uwielbia swoje przedszkole, synek jeszcze spędza czas w domu z żoną. Jesteśmy szczęśliwi. Wiosną zagramy „tylko” 19 meczów i będziemy mieli dla siebie więcej czasu.

Jesienią strzeliłeś dla Legii we wszystkich rozgrywkach 25 goli. Podobno sam mówisz, że stoi za tym masażysta Wojciech Spałek, który "wkłada" ci gole w nogi.

- Kiedy pierwszy raz trafiłem do szatni Legii, masował mnie właśnie Wojtek, wszystko było super, grałem później dobrze na treningu. Następnego dnia też byłem u niego i tak już zostało. Bardzo mi pomógł, jest dla mnie bardzo miły, przyjacielski. Kiedy nazwałem go Papa, co po serbsku też jest zdrobnieniem od ojca, wszyscy zaczęli się śmiać. Stał się sławny i teraz wszyscy piłkarze chcą chodzić do Papy. Mamy świetnych specjalistów, jest też Paweł, drugi Wojtek. Całe zaplecze w Legii działa świetnie - od ludzi odpowiadających za sprzęt przez sztab medyczny i masażystów. Za każdym razem jestem świetnie przygotowany do meczu, nie muszę się niczym przejmować i mogę skupić się tylko na treningach.

W zespole czujecie presję z wypadającego w tym roku stulecia klubu? To temat dominujący w mediach w kontekście Legii.

- Nie czuję presji, tylko motywację, aby osiągnąć cele, jakie stoją przede mną i Legią. Kiedy grasz w dużym klubie, pozytywną presję czujesz każdego dnia, przy każdym meczu, co jest dobre. Dzięki temu wiesz, że jesteś częścią klubu, któtrego celem są zwycięstwa i walka o najważniejsze tytuły. Dla piłkarza to kluczowa sprawa i największa motywacja. Za nami jest ogromna grupa kibiców chcących widzieć, że walczymy za ten klub, dajemy z siebie maksimum i robimy wszystko, aby wygrać każdy mecz. Jeśli ktoś nie radzi sobie z taką presją, powinien odejść do mniejszego klubu. Jestem szczęśliwy, że tu jestem, uwielbiam taką presję i jesteśmy na dobrej drodze, aby wygrać w tym sezonie mistrzostwo.

W tym mają pomóc zimowe wzmocnienia. Takiego okienka transferowego nie było w Legii od dawna: Artur Jędrzejczyk, Kasper Hamalainen, Ariel Borysiuk. Adam Hlousek, Jarosław Niezgoda.

- Zimowe transfery to świetna robota. To piłkarze z bardzo dużą jakością, grupa, która pomoże nam wygrać mistrzostwo. Artur już grał w Legii, zna atmosferę, świetnie się tu czuje. Od pierwszego momentu kiedy go poznałem przekonałem się, że to pozytywny wariat, osoba na pewno potrafiąca udźwignąć presję. Na prawej obronie mamy trzech najlepszych zawodników w lidze: Beresia (Bartosza Bereszyńskiego – przyp. red.), Brozia i Artura, ale rywalizacja wpłynie tylko dobrze na drużynę. Adam trenuje z nami krócej, zagrał w jednym sparingu, jednak widać, że to piłkarz z topu. Ariel też był w Legii, jest bardzo zmotywowany, niedawno był powoływany do reprezentacji Polski. Hamalainen to jeden z najlepszych piłkarzy w Polsce. Trener ma teraz pozytywne problemy: kto będzie grał, a kto nie. Na wszystkich zawodników działa to bardzo dobrze, będziemy walczyć za Legię, a nie każdy za siebie.[nextpage]Czym Jędza rozśmieszył cię najbardziej?

- Wiesz, oni mówią po polsku, więc jeszcze nie wszystko rozumiem, ale... Graliśmy mecz dużymi piłkami jako rozrywka po ciężkich treningach, tak, żeby zacząć dzień na wesoło i się odprężyć. To były wielkie silikonowe piłki i odbijaliśmy je rękoma. Patrzę, a Artur na jednej z nich zrobił fikołka. Wszyscy zamarliśmy, bo myśleliśmy, że coś sobie zrobił, ale wszystko miał pod kontrolą. On się śmiał, za chwilę wszyscy, to takie momenty, kiedy odpoczywamy i czujemy się jeszcze lepiej jako drużyna.

Na Węgrzech gorączka Euro 2016 jest równie wysoka jak w Polsce?

- Tak, to normalne. Kiedy wygraliśmy mecz z Norwegią dający awans do mistrzostw Europy powiedziałem, że potrzebujemy czasu, aby poczuć, że tam jesteśmy. Emocje były ogromne, wszyscy tym żyli, w tym momencie, po 44 latach bez gry w finałach wielkiego turnieju, nawet dokładnie nie zdawaliśmy sobie sprawy, co się stało, co osiągnęliśmy. Wyjazd na tak wielki turniej to dla węgierskiego futbolu i całego kraju ogromnie ważna sprawa. W mediach cały czas można przeczytać kolejne newsy na temat mistrzostw. Mamy już wszystko zaplanowane: obozy, całe przygotowania. Selekcjoner dużo podróżuje, ogląda piłkarzy. Wszyscy są zmotywowani, czekamy na listę zawodników, którzy pojadą na finały.

Nie zagrałeś w barażowych meczach z Norwegią. Czy rozmawiałeś o tym z trenerem Storckiem?

- Grałem w każdym meczu w eliminacjach i bardzo czekałem na dwumecz z Norwegią. Dla mnie, jak dla każdego z zawodników reprezentacji, to było jedno z najważniejszych spotkań w karierze. Nie wiem dlaczego nie zagrałem, trener mi się nie tłumaczył i nie rozmawialiśmy na ten temat. Starałem się pomóc jak mogłem, motywując, będąc z zespołem. Było mi z tym źle, ale takie jest życie

Adam Gyurcso, z którym grałeś jeszcze w Videotonie, radził się ciebie przed podpisaniem kontraktu z Pogonią Szczecin?

- Tak. Adam to mój bardzo dobry kolega. Był młody, kiedy z akademii trafił do pierwszego zespołu Videotonu i w pierwszym sezonie miał 11 czy 12 asyst, zaczął grać w reprezentacji kraju. To piłkarz z dużą jakością. Jego kontrakt skończył się zimą, mamy tego samego menedżera, więc znałem od początku jego sytuację. Postanowił zmienić ligę, klub, dlatego nie podpisywał nowej umowy z Videotonem. W grudniu zadzwonił do mnie i powiedział, że trafi do Pogoni. Pytał się o moją opinię o klubie i ekstraklasie. Przenosiny do Polski to dla niego najlepszy możliwy krok po wyjeździe z Węgier. Infrastruktura jest świetna, na trybunach jest dużo ludzi, mecze ogląda na żywo wielu skautów i menedżerów. Jeśli zaliczy jeden, dwa dobre sezony, będzie mu łatwo przenieść się do Niemiec, Hiszpanii czy Anglii. Jest szybki, w ekstraklasie, gdzie drużyny często grają 3-5-2 lub 4-4-2, będzie miał dużo miejsca za obrońcami, a to dla niego dobra wiadomość. Myślę, że strzeli sporo bramek. Widziałem, że w sparingach zdobył kilka goli, zaliczył asysty, na pewno podniesie jakość Pogoni.

Czy możesz z całą pewnością powiedzieć, że zostaniesz w Legii do końca sezonu?

- W tej chwili jestem piłkarzem Legii i jestem skoncentrowany na grze tutaj, strzelaniu goli i zdobyciu mistrzostwa.

Temat twojego transferu był jednym z bardziej dyskutowanych w czasie zimowej przerwy. W prasie przewijały się nazwy Hamburgera SV, w połowie poprzedniego tygodnia serwis WP SportoweFakty podał, że jest chętny na ciebie z Chin. Sprawiasz wrażenie szczęśliwego w Legii, dodatkowo czy na ostatniej prostej przed Euro 2016 chciałbyś zmienić klub?

- Posłuchaj, piłka nożna to biznes. Popatrz jak wielu piłkarzy wybrało grę za duże pieniądze, na przykład w Chinach. W futbolu nie powinno się robić tak długich planów. W głowie układam plany z dnia na dzień, działam metodą krok po kroku. Miałem bardzo dobrą rundę, wiele gazet pisało o mnie, jednak przede wszystkim mam menedżera, z którym pracuję już ponad sześć lat i mam do niego stuprocentowe zaufanie. Transfery to jego działka, moja głowa jest od tych spraw wolna, wie jakie mam zdanie. Zobaczymy. W Legii jestem szczęśliwy, mam ogromną motywację w walce o cele, o których już mówiłem, czyli mistrzostwo i koronę króla strzelców, a co będzie w przyszłości, nie wiem. Podpisałem z Legią długi kontrakt (do końca czerwca 2018 roku – przyp. red.), ludzie mnie lubią i decyzja w sprawie transferu jest w rękach klubu: czy będzie chciał mnie sprzedać czy nie.

Rozmawiał Michał Czechowicz

*Rozmowa została przeprowadzona 12.02.2016

Czytaj więcej w "PN":

Bayern walczy o Lewandowskiego. Czy Polak przedłuży kontrakt? 

Lavezzi odszedł z PSG. Zagra w Chinach 

Wściekły Ronaldo wyszedł z konferencji prasowej. Wideo

Zobacz wideo: Arkadiusz Milik wróci do Polski?

Komentarze (0)