Bartosz Salamon: Najgorsze za mną

- Gdyby to się stało rok temu, to bym się załamał. Zacząłem dużo czytać, postawiłem na pracę z trenerem mentalnym - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Bartosz Salamon. Obrońca Cagliari, lidera Serie B.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski

WP SportoweFakty: Niepowodzenia w Milanie, Sampdorii. Najgorsze już za panem?

Bartosz Salamon: Najgorszy okres w karierze miałem w Sampdorii. Podczas zgrupowania reprezentacji Polski u trenera Waldemara Fornalika zerwałem więzadła w stawie skokowym. Nie mogłem grać trzy miesiące. Wróciłem do treningów w klubie, ćwiczyłem dobrze, a i tak siedziałem na ławce. Nie widziałem wyjścia z sytuacji. Nie było łatwo utrzymać koncentrację. Wtedy zacząłem współpracę z trenerem mentalnym.

Pomógł?

- Poukładał moje myśli, nauczył pewnych schematów, które później mogłem zastosować w trudnych sytuacjach. Nauka z tego jest taka: nieważne, czy jest dobrze czy źle, ważne, by utrzymać pozytywne nastawienie. Spotykaliśmy się co dwa tygodnie. Opowiadałem mu z czym sobie nie radzę, a co potrafię przezwyciężyć. Wybijał mi z głowy pesymistyczne myśli, złe nastawienie, narzekanie. Po kilku spotkaniach nie miałem już do niego pytań. Moje myśli zaczęły być pozytywne. Zacząłem również sporo czytać.

Co takiego?

- Książki o psychologii, mentalności. Różne tytuły, głównie włoskie, na przykład "Gioco di testa". Lub również jedną z książek Paolo Coelho czy biografię Victora Valdesa pt. "Samotność bramkarza". Myślę, że współpraca z trenerem mentalnym jest świetnym rozwiązaniem nie tylko dla sportowców, ale ogólnie dla ludzi. Pomoże każdej inteligentnej osobie, która chce coś w życiu osiągnąć. Ja jestem takim typem człowieka, który lubi rozmyślać. A czasem niektóre myśli trzeba odpowiednio ukierunkować, żeby nie męczyły. Wiadomo, że łatwiej jest osobie, która na wszystko machnie ręką, bo po prostu nie myśli i niczym się nie przejmuje. Mi takie sesje bardzo pomogły. Wielu piłkarzy przegrywa mecze w głowie. Wystarczy kilka spotkań na ławce, trochę krytyki i na boisku jest się spiętym, wolniejszym.

Na jak długo tego rodzaju sesje zdają egzamin?

- To kwestia indywidualna. Czasem łapałem się na tym, że wracam do punktu wyjścia, robię te same błędy. Musiałem to w sobie hamować. Szybko resetowałem złe myśli i wracałem na dobrą ścieżkę. Praca z trenerem mentalnym i czytanie książek pomogły mi na początku sezonu w Cagliari. Przez miesiąc praktycznie nie grałem, trafiłem na ławkę. Gdyby to się stało rok temu, to bym się załamał. Przyjąłbym złe nastawienie. A tu podszedłem do sprawy filozoficznie. Trenowałem tak, jak miałbym grać w pierwszym składzie. Byłem spokojny, pozytywnie nastawiony. Dużo czytałem, po kilka rozdziałów dziennie. Wiedziałem, że nadejdzie ten moment i wrócę na boisko. I tak się stało. Zaraz po przerwie rozegrałem jeden z najlepszych meczów w tym sezonie.

Pojawiają się myśli: "jest dobrze, mogę trochę odpuścić"?

- U mnie nie. Obecna pozycja zbyt wiele mnie kosztowała, bym ją wypuścił z rąk. Teraz wszystko mam w garści. Gram, wygrywamy ligę, nie mam kontuzji. Poważnie podchodzę do wszystkich aspektów. Półtora roku temu zmieniłem dietę. Wówczas wykonałem specjalistyczne badania, otrzymałem kilka rad, czasem też drogą prób i błędów sprawdzałem, co jest dla mnie dobre w kwestii odżywiania. Zmieniłem niektóre nawyki. I trzymam to w ryzach.

Słyszę, że pewność siebie również wzrosła.

- Wywalczyłem sobie mocną pozycję w zespole. Czuję poparcie od kibiców, zarządu. Fani porównują mnie do najlepszych obrońców, jakich mieli w ostatnich latach. To jest budujące. Im więcej gram, tym lepiej się czuję. Staram się trenować również przed i po treningu żeby uniknąć urazów. Wiem, że to ważny rok.

Jest pan bliski awansu do Serie A.

- Zanim podpisałem umowę z Cagliari, prezydent klubu Tommaso Giulini powiedział mi, że drużyna ma nie tylko awansować, ale również wygrać tę ligę. Wszyscy w Sardynii mówią również o pobiciu rekordu punktowego tych rozgrywek. Obecny to 86 punktów.

Wy macie na razie 58.

- Przyznam, że prezydent zaimponował mi tak ambitnymi planami. Miałem kilka ofert z innych drużyn walczących o awans do Serie A, ale plan budowy Cagliari mnie przekonał. Drużyna po awansie chce ugruntować swoją pozycję w górnej części tabeli. Za trzy lata ma być gotowy nowy stadion. Prezydent jest tu od roku. Źle zaczął, od spadku, dlatego chce udowodnić, że był to wypadek przy pracy. Zainwestował w drużynę duże pieniądze. Największe gazety w kraju, jak "La Gazzetta dello Sport" czy "Tuttosport" nadały nam przydomek "Juventus Serie B". Zresztą trudno się dziwić. Trener Massimo Rastelli ma po dwóch bardzo dobrych graczy na jedną pozycję. Eksperci mówią z przekąsem, że nasza pierwsza jedenastka wygrałaby ligę, a rezerwowi zajęliby drugie miejsce.

Wierzy pan w wyjazd na Euro 2016?

- Mam świadomość, że długo mnie w kadrze nie było. Za trenera Nawałki ani razu. Przy okazji jednego z meczów Cagliari odwiedził mnie Hubert Małowiejski ze sztabu reprezentacji. Porozmawialiśmy. Nawet nie wiedziałem, że znajduję się w gronie zawodników obserwowanych przez selekcjonera. Zobaczymy, jak to będzie. Ja robię swoje. Tak jak już mówiłem - to ważny rok. Na zakończenie sezonu może być naprawdę przyjemnie.

Rozmawiał Mateusz Skwierawski

Zobacz wideo: Przed Piastem trudny mecz. Do Gliwic przyjeżdza Pogoń
 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×