Kamil Wilczek: Wracam do żywych

- Wracam do żywych - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Kamil Wilczek. Reprezentant Polski, były król strzelców ekstraklasy po półrocznym koszmarze we włoskim Carpi trafił zimą do Broendby Kopenhaga. I w debiucie strzelił zwycięskiego gola.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Kamil Wilczek Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / Kamil Wilczek

WP SportoweFakty: Pierwszy mecz w Broendby, od razu gol i wygrana 1:0 w meczu z Hobro. Złapał pan głębszy oddech i powiedział sobie: No, nareszcie!

Kamil Wilczek: W końcu wracam do żywych. Przez pół roku mało się działo, mało grałem. To był ciężki okres. Tak, jest ulga, ale to dopiero początek. W każdym meczu trzeba udowadniać przydatność do zespołu. Od początku dałem sygnał, że mogę pomóc drużynie. To było dla mnie ważne, żeby dobrze wejść w sezon.

Broendby czekało na pana niemal, jak na zbawienie. Duńczycy oglądali pana już rok temu, zanim trafił pan do Włoch. Jeden z tamtejszych dziennikarzy powiedział mi, że skoro klub był tak cierpliwy, musi pan być dla nich piłkarzem idealnym.

- Dali mi na początku do zrozumienia, że na mnie liczą. I nadal to czuję. Zaproponowano mi świetne warunki, z czystą głową mogłem przygotowywać się do sezonu. To było bardzo miłe. Po prostu będę chciał się za to podejście odpłacić.

Co pan na początku usłyszał od trenera Thomasa Franka?

- Przede wszystkim poświęcił mi bardzo dużo czasu. Szeroko przedstawił mi plany, wyjaśnił gdzie mnie widzi na boisku. Dokładnie mnie obserwowali, dostałem pełną charakterystykę swojej gry. Dowiedziałem się, czego ode mnie oczekują.

Czyli?

- Goli! Gram jako wysunięty napastnik. Trener chce też, żebym grał wysokim pressingiem, mam mocno naciskać na obrońców. Broendby analizowało moją grę w Piaście, a tam miałem takie zadania. To im się spodobało.

A wizja klubu? Jeszcze niedawno Broendby był w potężnych tarapatach, groziło mu bankructwo.

- Klub jest stabilny. Miał swoje problemy, ale wychodzi na prostą. Dzisiaj walczymy o pierwszą trójkę.

Jak przyjęła pana drużyna?

- Szatnia jest w porządku, starają mi się pomagać jako temu nowemu. Aklimatyzacja przebiegała spokojnie, bez problemów. Żadnego chrztu nie było.

Nic dziwnego. Skoro zawodnicy od kilku miesięcy słyszeli tylko "przyjdzie Wilczek". To pewnie pomyśleli, że oto będzie gwiazda.

- Nie ma co przesadzać. Jest tutaj kilku bardzo dobrych piłkarzy, którzy grali na światowym poziomie jak Teemu Pukki czy Johan Elmander. Miło, że mogę być w takim gronie. Mogę tylko cieszyć się piłką i rozwijać.

Żałuje pan, że do Broendby nie trafił wcześniej?

- Wie pan co, takie jest życie, nie żałuję swoich wyborów. W piłce wielu rzeczy nie da się przewidzieć. Potoczyło się tak, nie inaczej - trudno. Mogło być lepiej, mogło być jeszcze gorzej. Mogłem w ogóle z Carpi nie odejść. Dziś jestem w Broendby i dobrze się tutaj czuję. Tylko na tym się skupiam.

Pół roku we Włoszech to stracony czas? Zagrał pan tylko w czterech meczach.

- To był dla mnie bardzo ciężki okres. Jak nie gram, to się nie rozwijam. W pewnym sensie to stracony czas, ale tego wyjazdu nie żałuję, pewnie podjąłbym latem taką samą decyzję. Trafiłem do Serie A, jednej z lepszych lig w Europie, gdzie można się pokazać.

Ma pan żal do Włochów, że nie dali panu szansy, gdy wrócił pan po kontuzji?

- O to nie mam żalu. Tak zdecydował trener. Postawił na innych piłkarzy. Większy żal mam o to, że gdy rozpoczęły się negocjacje z Broendby, zostałem odsunięty od drużyny, nie mogłem z nią trenować. Ćwiczyłem indywidualnie z kilkoma innymi piłkarzami. Ale taka była decyzja klubu.

To był włoski klub kokosa?

- Tak, w takiej sytuacji zostaliśmy postawieni. Dzisiaj większości piłkarzy, z którymi trenowałem, w Carpi nie ma.

Ufał panu selekcjoner Adam Nawałka.

- Pierwsze powołanie dostałem, jak zaczynałem tam grać. Potem - gdy miałem kontuzję. To było miłe. Wiedział, że mam uraz i będzie problem, żebym grał. A mimo to chciał mnie na zgrupowaniu.

Konsultował pan z selekcjonerem zmianę klubu?

- Kilka dni przed wyjazdem do Danii widziałem się z trenerem. Był we Włoszech, odwiedzał piłkarzy.

I co panu powiedział?

- Powiedział jasno. Jeśli chcę się liczyć w walce o Euro, to muszę grać i strzelać. No i jestem w klubie, w którym mam na to szansę.

Czyli najbliższe miesiące będą dla pana walką o miejsce w kadrze na mistrzostwa? 

- Moim celem jest wyjazd na Euro, ale to nie będzie takie proste. Będę walczył. Znowu wszystko zależy ode mnie.

Rozmawiał Jacek Stańczyk

Zobacz wideo: TVP z wizytą u Grzegorza Krychowiaka w Sewilli
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×