Marcin Broniszewski: Wyniki Wisły Kraków biorę na klatę

Mateusz Karoń
Mateusz Karoń
Duże znaczenie dla pańskiej kariery miał też Franciszek Smuda.

- Byłem asystentem Andrzeja Lesiaka w Zagłębiu Lubin. Szło nam bardzo źle i pierwszy trener został zwolniony. Przyszedł Smuda i usunął prawie wszystkich współpracowników Lesiaka. Zostawił tylko mnie. Podejrzewam, że właśnie wtedy nazwisko zrobiło swoje. Ojciec od lat ma bardzo dobry kontakt z trenerem Smudą.

Był pan też przy reprezentacji, w SV Jahn Regensburg i Wiśle Kraków. Cały czas ze Smudą.

- Początek był taki, że się trenera uczyłem. Muszę wiedzieć, w jaki sposób on pracuje. Jeżeli dostosuję się do niego dobrze - a taka jest rola asystenta - on będzie miał komfort pracy. Chyba mi się udało. W kadrze widzieliśmy się tylko we wtorki. Byłem samotnym ptakiem, obserwowałem Greków. Silną więź zawodową i prywatną nawiązaliśmy dopiero w Ratyzbonie.

Złośliwi mówią, że zbudował tam tylko szatnię.

- A czemu miał tego nie zrobić? Proszę spojrzeć na aspekt psychologiczny. Inaczej czuje się zawodnik przychodzący do pracy w świetnych warunkach. Niemcy postawili coś wielkiego: wszystko błyszczało, kupili eleganckie fotele, ekspres do kawy, telewizory; full wypas! A wie pan, co powiedział "Franz", kiedy tam przyszliśmy? "Aleśmy wdepnęli!". Wyglądało to tak, że trzeba było się przebierać w budynku przypominającym barak. Drużyna miała do trenera ogromny szacunek za nakłonienie właścicieli do takiej inwestycji.

Ale spadek jednak zanotowaliście.

- Zespół nie był w stanie doskoczyć do reszty stawki pod względem piłkarskim. Smuda wykonał świetną pracę transferową. Dzięki jego kontaktom ściągnięto Juliana de Guzmana, Koke czy Timo Ochsa. Efekty przyszły zbyt późno. Prezesi chcieli, żebyśmy zostali, ale wtedy istniał już temat Wisły Kraków. Dlatego Franek odmówił Niemcom. Zaproponowali więc, żeby sam został w roli drugiego trenera i koordynatora młodzieży. Wahałem się, możliwość pracy w trzeciej lidze niemieckiej to spory prestiż. Z tym że akurat "Biała Gwiazda" to zdecydowanie największa marka ostatnich kilkunastu lat, jeśli chodzi o Polskę. Rozpoznawalna także poza granicami kraju.

Czuł się pan źle, kiedy Smuda został zwolniony z Wisły?

- I to jak! To samo było, gdy odchodzili Lesiak, Marek Bajor, Kazek Moskal czy Tadeusz Pawłowski. Zżyliśmy się wszyscy, z każdym rozmawiam na ten temat. Właśnie "Franz" powiedział mi zaraz po dymisji: "Jeśli cię chcą, masz zostać!". Z Moskalem też mam znakomity kontakt, nawet w czwartek rozmawialiśmy. Wiele zależy od tego, jakim jesteś człowiekiem.

Pan na tych wszystkich zmianach korzystał?

- Poznawałem metody pracy kolejnych szkoleniowców. Żadna książka nie da tyle, ile współpraca z żywym człowiekiem. Na przykład Kaziu jest bardzo skory do dyskusji. Nie wyobrażam sobie, że można się z nim pokłócić, ale nasze burze mózgów przynosiły świetne efekty w sposobie przeprowadzanych treningów. Zrobił też fantastyczną rzecz. Po objęciu Wisły zaczął od rozmowy z ludźmi ze sztabu. Wręczono wszystkim wypowiedzenia. Trener uznał, że chce nas poznać w pracy do końca sezonu. Sam bym zastosował takie rozwiązanie.

Nie wyobrażam sobie, by jakaś drużyna zagrała przeciwko Moskalowi.

- Żeby zespół chciał się ciebie pozbyć, musiałbyś być naprawdę dużym trenerskim rozrabiaką. Merytoryczna wiedza jest bardzo ważna, ale jeśli nie masz podejścia, niczego nie osiągniesz. Jedno kłamstwo może wszystko przekreślić. Grupa wyłapie fałsz w mgnieniu oka. Inaczej też idzie, kiedy wygrywasz. Wtedy zawodnicy słuchają. Porażki powodują, że tracą do ciebie zaufanie. "A czemu tak, a nie tak?" - myślą. To się nakręca...

Rozmawiał Mateusz Karoń

Zobacz wideo: Andrzej Juskowiak: kadra bez Szukały? Mam mieszane uczucia
Źródło: TVP S.A.
Czy Marcin Broniszewski powinien nadal prowadzić Wisłę Kraków?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×