W Hiszpanii trwa brudna kampania, która ma na celu wypchnięcie Roberta Lewandowskiego z Barcelony. Pisałem o tym TUTAJ i TUTAJ, a ostatnio przyznało to nawet tzw. otoczenie "Lewego". Władze klubu zaprzęgły do tego machiną medialną, a w czwartek - niestety - Polak sam zatankował ją do pełna.
Lewandowski wypadł bardzo, bardzo źle przeciwko najgorzej broniącej drużynie w LaLidze i w rywalizacji z najsłabszym duetem stoperów w rozgrywkach. Kompletnie nie potrafił znaleźć sobie miejsca na boisku i nie radził sobie, gdy miał piłkę przy nodze. A raczej, gdy w końcu się jej doczekał, bo trafiała do niego sporadycznie.
Przez 69 rozegranych minut miał najmniej kontaktów z piłką (25) spośród wszystkich uczestników meczu, którzy spędzili na murawie tyle samo minut. To już Tom Hanks w "Cast Away: poza światem" częściej obcował z "Wilsonem" niż "Lewy" z Orbitą w Almerii. Stało się tak nie tylko z winy Polaka, choć ten poruszał się po boisku jak zrzucony ze spadochronem na nieznany sobie teren.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić
W czwartek mogliśmy zaobserwować nowe, niepokojące zjawisko. Koledzy z drużyny, zamiast spróbować pomóc mu w obronie Trofeo Pichichi - jak Bayern w biciu rekordu Gerda Muellera - zachowywali się, jakby grali w swoją grę: kto bardziej zignoruje Lewandowskiego. Nie był to pierwszy mecz, w którym "Lewy" był dla nich niewidzialny, ale teraz siła tego zjawiska była uderzająca.
35-latek był jak ciało obce w organizmie. Jak - pisząc wprost - nielubiany kolega. Może młodzież, którą był otoczony na Power Horse Stadium, w ten sposób mści się na nim, że zbyt mocno dokręcał im śrubę? Powszechnie wiadomo bowiem, że Lewandowski wiele wymaga nie tylko od siebie, ale też od najbliższego otoczenia.
A tego chwalone zewsząd "perły z La Masii" mogły mieć już serdecznie dość. Dzieli ich więcej niż jedno pokolenie i to oni, a nie on, są przyszłością Barcelony i są nietykalni. Tak im się przynajmniej wydaje. Ale bunt młodzieży przeciw Lewandowskiemu jest widoczny gołym okiem. Jego pozycja w szatni osłabła. Stracił estymę, którą cieszył się w pierwszym sezonie w Barcelonie.
Spójrzmy na przykład na zachowanie Lamine Yamala, który wręcz ostentacyjnie omijał piłką napastnika. I nic nie robił sobie z jego kolejnych reakcji. Jakby chciał mu utrzeć nosa za te wszystkie reprymendy, machanie rękami i teatralne reakcje w poprzednich miesiącach.
Lewandowski miał być mentorem dla utalentowanych piłkarzy, których pełno w Barcelonie, tymczasem ci występują przeciwko niemu. Z drugiej strony, nie ma co się dziwić temu, że w czwartek pomijali "Lewego", bo kiedy już udało mu się uczestniczyć w budowaniu akcji, to... Lepiej spuśćmy na to zasłonę milczenia.
Zawiódł też jako snajper. W meczu z najgorszą i najsłabiej broniącą drużyną La Ligi Lewandowski miał parametr xG (goli oczekiwanych) na poziomie 0,16. Koledzy stworzyli mu tylko dwie - nie tyle szanse na zdobycie bramki - co okazje do oddania uderzenia. Obie w słabym stylu zmarnował - raz posłał piłkę wysoko nad poprzeczką, a raz został zablokowany. Jedną pozycję strzelecką sam sobie wypracował, dopadając do bezpańskiej piłki przed polem karnym Almerii i było to jego jedyne celne uderzenie w meczu.
Jakby tego było mało, to słaby występ Polaka w swoim stylu spuentował Xavi - ściągnął go z boiska już w 68. minucie. "Lewy" został zmieniony już po raz 13. w sezonie - nigdy w karierze nie kończył przed ostatnim gwizdkiem tak często. Jeśli ktoś w gabinetach Barcelony nie był przekonany do pomysłu Laporty o pozbyciu się Lewandowskiego, to w czwartkowy wieczór 35-latek sam wręczył prezydentowi argumenty. A swoje dodała drużyna. W końcu łatwiej pozbyć się jednego piłkarza, nawet takiego jak Lewandowski, niż siedmiu czy ośmiu innych.
Barcelona wypycha Lewandowskiego, tymczasem może on sam powinien odejść? Z każdym tygodniem przekonuje się, że tkwi w toksycznym środowisku. Nie tylko w gabinetach, ale jak pokazał mecz w Almerii, także w szatni i na boisku. Po 12 latach w Niemczech, w tym ośmiu w Bayernie, musi szeroko otwierać oczy, gdy widzi, co dzieje się w Barcelonie. Przecież tuż przed meczem z Almerią wyszło na jaw, że Laporta... zamierza zwolnić Xaviego. Tego samego, który ledwie trzy tygodnie temu odwołał swoją dymisję.
"Lewy", uciekaj z tego domu wariatów, póki jeszcze możesz miękko wylądować.
Maciej Kmita, WP SportoweFakty