WP SportoweFakty: Kto się bardziej stęsknił - liga za panem, czy pan za ligą?
Dariusz Wdowczyk: - Jak zawsze miło się spotkać pośrodku drogi.
Półtora roku nie siedział pan na karuzeli trenerskiej. Nie boi się pan, że może za szybko się kręcić?
- Kiedy trener zaczyna pracę, to siada na beczce prochu, lont jest od razu podpalony, wszystko zależy jednak od jego długości. Jestem na wszystko przygotowany, ale patrzę w przyszłość z optymizmem. Taki mam charakter. Wisła Kraków znalazła się w takiej sytuacji, że nie ma jednak co myśleć, jak będzie za miesiąc czy pół roku.
Trzeba działać tu i teraz. Nie był pan dla Wisły trenerem pierwszego wyboru.
- Rozmawialiśmy już wcześniej, ale oczywiście nie mogłem być pewny, że trafię do Krakowa, bo klub prowadził rozmowy jednocześnie z kilkoma osobami. Nie interesuje mnie, którego wyboru jestem trenerem, to nie ma żadnego znaczenia. Mogę być piątego wyboru i gorszego sortu, ale cieszę się, że wybrano jednak właśnie mnie.
Co pan zastał w szatni?
- Zawodników, których trzeba mobilizować, rozmawiać z nimi i wspierać. Nie jest to drużyna na miejsce, które obecnie zajmuje w tabeli. Czasami życie tak się układa, że wystarczy niewiele w nim zmienić, żeby zacząć radzić sobie z problemami, a nie żeby jeszcze bardziej wbijały w ziemię.
Jaka jest wstępna diagnoza choroby Wisły?
- Na razie badam. Rozmawiam ze sztabem szkoleniowym, szukamy sposobów na naprawę naszych słabości. Fajnie, że Termalice strzeliliśmy cztery gole, ale jednak dwa straciliśmy. Niektórzy zawodnicy są bardzo doświadczeni i mają swoje, ciekawe i cenne spostrzeżenia. To piłkarze, którzy przecież wielokrotnie zdobywali mistrzostwo Polski. Warto się wsłuchać w ich głos i wymyślić plan naprawczy. Cieszę się, że zaraz będzie przerwa na reprezentację, będziemy mogli pobyć razem przez dłuższy czas. Nam potrzeba cierpliwości.
Co pan słyszy, jak się tak wsłuchuje w te głosy?
- Nie powiem.
A Patrykowi Małeckiemu co pan powiedział?
- Mój konflikt z Patrykiem to fakt medialny. Kiedy prowadziłem Pogoń Szczecin i podjąłem decyzję, by zszedł z boiska, Małecki był bardzo rozczarowany. Kopnął bidon, ale zapewniam, że nie rzucał mięsem w moją stronę, bo następnego dnia nie byłoby go w klubie. A przecież był. Porozmawialiśmy sobie spokojnie, był sfrustrowany i ja go rozumiem. Mamy jasność, Patryk wie, że nie można przekraczać granic.
Mówił pan o doświadczonych zawodnikach, ale są też młodsi i zagubieni, jak Rafał Wolski.
- Umiejętności ma naprawdę duże. Cieszę się, że strzelił gola, widać, że ma ambicję. Dajmy chłopakowi czas, by wrócić nawet do reprezentacji Polski. Przed nim naprawdę jeszcze wiele lat grania. Potrzeba cierpliwości.
Znowu mówi pan: "cierpliwość". Czy to słowo padło także w rozmowie z kierownictwem klubu, kiedy pana zatrudniano?
- Muszę mieć cierpliwość do piłkarzy, bo wiem, że nie wszystko będzie tak, jak bym chciał. Piłkarze muszą mieć cierpliwość w rozgrywaniu akcji, w wymianie wielu podań, by dojść do odpowiedniej sytuacji. Kibice muszą mieć cierpliwość, bo Wisła nie zawsze będzie wygrywała, ale jak będzie zawsze walczyła, to można jej wybaczyć wiele. Oczywiście rozumiem pana pytanie - tak, chciałbym, żeby panowie prezesi mieli cierpliwość do pana Wdowczyka.
Bogusław Cupiał mówił zawsze, że nie zatrudni trenera, który ma za sobą korupcyjną przeszłość...
- I cieszę się, że złamał te zasadę i spojrzał merytorycznie właśnie na mnie.
Męczy pana to przypominanie przeszłości?
- Ten temat wraca zawsze, kiedy wracam do ligi. Cały czas gra się mną w ten sam sposób. Nie męczy mnie to, bo się tym nie przejmuję, pogodziłem się, że tak po prostu już będzie. Nie jestem w stanie tego zatrzymać, nie chcę nawet nad tym zapanować. Niech sobie ludzie piszą, co chcą. Mnie tam byłoby szkoda czasu na ten hejt.
Warszawiak czuje się w Krakowie jak Anglik w Nowym Jorku?
- Poruszam się na razie po linii baza treningowa - hotel, ale nie sądzę, żebym miał problemy ze spacerem po Rynku. To jakiś stereotyp. Krawaciarze, Warszawka. Jestem dumny, że urodziłem się w Warszawie, grałem we wszystkich pierwszoligowych klubach tego miasta. Ale życie rzuca trenera w różne miejsca, także do rywali, z którymi wcześniej biłem się o mistrza Polski.
Kiedy rozmawialiśmy, gdy nie miał pan pracy, powtarzał pan, że wreszcie jest czas dla wnuków...
- Proszę poczekać. MMS dostałem. O, synowa przysłała mi zdjęcie wnuków z podpisem: "Dziadek, tęsknimy za Tobą." Tak, cenię sobie czas, który mogę poświęcać wnukom. Kiedy byłem piłkarzem, nie miałem czasu, żeby zająć się wychowaniem dzieci. Żona je wychowała. Oddaję wnukom to, co może straciłem. Te wszystkie zgrupowania klubowe, reprezentacji. Starałem się, jak mogłem, ale czasu brakowało.
"Cenię sobie czas" czy raczej "ceniłem sobie czas"?
- Czas wrócić do pracy.
Dziwi mnie jedno. Wrócił pan na ławkę, do Pogoni, na tyle skutecznie, że Zbigniew Boniek sondował wśród kibiców, czy może pan być selekcjonerem reprezentacji Polski. A później przez półtora roku nie ma pan pracy.
- Muszę być nieskromny. Gdybym chciał w tym czasie pracować, to bym to robił. Miałem propozycje z klubów pierwszoligowych, ale także z tych z ekstraklasy. Z powodów rodzinnych nie skorzystałem. Miałem trzyletnią umowę z Pogonią i zwolniono mnie po porażce 0:5 z Jagiellonią, klub miał takie prawo. Wisła ma prawo zwolnić mnie, jeśli spadnę do pierwszej ligi. Tyle, że to akurat jest niemożliwe. Nie przyszedłem tu, by walczyć o utrzymanie się w lidze.
Mówi pan, że liczy się każdy tydzień, a nie dalekie plany. Moim zdaniem od czasów Roberta Maaskanta w Krakowie nie było transferowej ofensywy.
- Nie pytałem o Ligę Mistrzów. Chciałbym, żeby Wisła była czołowym klubem ekstraklasy. Gdyby teraz zaczynał się nowy sezon, powiedziałbym, że będziemy walczyć o mistrzostwo Polski, a nie o pierwszą ósemkę.
Ale mamy obecny sezon.
- Będąc realistą, oceniam, że są małe szanse, żeby wskoczyć do ósemki. Ale są. Dopóki matematyka daje szanse, trzeba próbować. Nikt ode mnie jednak tego nie oczekuję, a ja się łudzę.
[b]Rozmawiał Michał Kołodziejczyk
Zobacz wideo: FIFA się przyznała. Mundial w RPA kupiony!
{"id":"","title":""}
[/b]