Biała Gwiazda - przebudzenie mocy

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Jacek Bednarczyk / Jacek Bednarczyk/PAP
PAP / Jacek Bednarczyk / Jacek Bednarczyk/PAP
zdjęcie autora artykułu

W dwóch pierwszych meczach pod wodzą Dariusza Wdowczyka Wisła Kraków zdobyła aż dziewięć bramek - na taką kanonadę w wykonaniu Białej Gwiazdy kibice musieli czekać od 2004 roku i czasów wielkiej drużyny Henryka Kasperczaka!

W debiucie Dariusza Wdowczyka krakowianie rozbili Termalicę Bruk-Bet Nieciecza na jej terenie 4:2, a w kolejnym meczu wiślacy rozgromili przed własną publicznością Jagiellonię Białystok 5:1. W tym drugim spotkaniu 13-krotni mistrzowie Polski absolutnie zdominowali gości i wymienili 959 podań, co jest nowym rekordem sezonu.

Zwycięstwo w Niecieczy przerwało najczarniejszą w historii klubu serię 11 spotkań bez wygranej, a wygrana z Jagiellonią oznaczała kres najdłużej w dziejach passy spotkań bez zwycięstwa (9) przy Reymonta 22.

- Wszyscy wiemy, że na początku rundy rewanżowej mieliśmy swoje problemy i wszyscy widzieli, jak to wyglądało. Teraz złapaliśmy pewność siebie. Wygląda na to, że najgorsze jest już za nami. Mam nadzieję, że taką formę i ten styl gry uda się podtrzymać, a być może będzie jeszcze lepiej. Nie chcemy być pyszni, ale te zwycięstwa dają nam dużo pewności siebie - mówi kapitan Wisły, Arkadiusz Głowacki.

Mało tego, na dwa ligowe zwycięstwa z rzędu Wisła czekała aż od października 2014 roku, gdy prowadził ją jeszcze Franciszek Smuda. Najpierw pokonała na wyjeździe Górnika Zabrze (5:0), a potem zwyciężyła u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała (3:2). Sztuka wygrania dwóch kolejnych meczów ligowych nie udała się Wiśle aż przez 50 kolejek. W 10 prowadził ją Smuda, w 31 Kazimierz Moskal, w sześciu Marcin Broniszewski i w trzech Tadeusz Pawłowski, a Dariusz Wdowczyk dokonał tego już przy pierwszym podejściu.

- Co sprawiło, że zaczęliśmy tak grać? Trener - mówi Patryk Małecki i dodaje: - Trener uświadomił nam, że potrafimy grać w piłkę, że jesteśmy dobrymi zawodnikami i że musimy wierzyć w swoje umiejętności. Wcześniejsze porażki, niepowodzenia, remisy na pewno nie dodawały nam pewności siebie. Po meczu w Niecieczy coś się ruszyło w naszej grze, coś się zmieniło w naszych głowach.

I wreszcie w meczach z Termalicą i Jagiellonią Wisła zdobyła aż dziewięć bramek, czyli tyle, ile łącznie w 13 spotkaniach poprzedzających zatrudnienie Dariusza Wdowczyka! Na taką kanonadę w wykonaniu Białej Gwiazdy kibice musieli czekać od 2004 roku i czasów wielkiej drużyny Henryka Kasperczaka. Po raz ostatni dziewięć goli w dwóch kolejnych meczach ligowych krakowianie zdobyli w 4. i 5. kolejce sezonu 2004/2005, pokonując Wisłę Płock (4:0) i Pogoń Szczecin (5:0).

- Trener dobrze odczytał potencjał zespołu w ofensywie. Mając takich zawodników, musimy grać wysoko, ofensywnie i stwarzać sytuacje. Symptomy dobrej gry były już w Niecieczy. Strzeliliśmy tam cztery gole, a to nie zdarzyło się wielu drużynom. Odzyskaliśmy pewność siebie i odzyskaliśmy radość z gry - przekonuje Paweł Brożek.

Po zwycięstwach z Termalicą i Jagiellonia Wisła, która jeszcze trzy kolejki temu była w strefie spadkowej, ma szansę na awans do grupy mistrzowskiej po sezonu zasadniczym. W 29. serii zagra na wyjeździe z Ruchem Chorzów, a w ostatniej kolejce podejmie przy Reymonta 22 Zagłębie Lubin. Biała Gwiazda musi w tych spotkaniach zdobyć komplet punktów i liczyć na to, że korzystnie dla niej ułożą się wyniki innych meczów.

- Mamy 15 procent szans na awans? Szaleństwo... Nie koncentrujemy się na tym. Nie ma sensu, by coś sobie wyobrażać. Przed nami mecz z Ruchem i na nim się skupiamy - mówi Głowacki.

- Dopóki jest szansa, zrobimy wszystko, żeby się tam znaleźć. Mecz z Ruchem jak finał? Będzie ważny, ale mamy dwa tygodnie na przygotowanie się do niego. Ruch u siebie jest groźny, ale my mamy taki potencjał, żeby wrócić z Chorzowa ze zwycięstwem - przekonuje Brożek.

Adam Nawałka: nie wymieniłbym Lewandowskiego na nikogo innego

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: