Przygodę z futbolem zaczynał w Wisłoce Dębica, a piłkarska Polska poznała go w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, z którego trafił do Lecha Poznań. To w nim odniósł swoje największe sukcesy (pamiętny Puchar i Superpuchar Polski w 2004 roku), zapracował też na powołanie do kadry i pojechał z nią na zgrupowanie w USA.
Później jednak Waldemar Piątek usłyszał mrożącą krew w żyłach wiadomość - zachorował na wirusowe zapalenie wątroby typu C. To było jak wyrok, który poskutkował zakończeniem kariery - w wieku zaledwie 26 lat. - Zareagowałem na tę diagnozę jak małe dziecko. Zabrano mi zabawkę, która dawała największą przyjemność. Pojawiła się ogromna złość, że już nie mogę grać w piłkę. Jak chyba każdy kto dowiaduje się o chorobie, przeżyłem załamanie. Trwało to dwa, nawet trzy lata, w trakcie których praktycznie odszedłem od futbolu. Za każdym razem gdy próbowałem wrócić na stadion, kończyło się to łzami - wspomina.
Piątek potrzebował sporo czasu, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. - Koledzy próbowali mnie pocieszać, ale to nie było łatwe. Telefonowali, przyjeżdżali do szpitala, tyle że moja reakcja była taka, że się po prostu chowałem. Nawet kapelan Lecha, który jest przy klubie do dziś, miał problem, żeby do mnie dotrzeć. Ja zresztą nigdy nie byłem zbyt chętny do udzielania wywiadów, wolałem, by oceniano mnie przez pryzmat tego, co pokazywałem na boisku. W końcu jednak musiał nadejść dzień, w którym trzeba się było otworzyć.
Nietrudno się domyślić, że w takich najtrudniejszych chwilach nieoceniona była pomoc rodziny. - Moje życie się przewartościowało. Poznałem kobietę, która dziś jest moją małżonką, mam dwójkę małych dzieci i to dla nich teraz żyję. Z piłką też nie straciłem kontaktu, współpracuję z Polskim Związkiem Piłki Nożnej i zajmuję się bramkarzami w najmłodszych reprezentacjach. Mogę tylko podziękować, że mimo choroby dano mi taką możliwość - przyznał.
Od samego początku duże wsparcie Piątek miał w koledze z boiska, Krzysztofie Kotorowskim. - Pamiętam ten moment, gdy dowiedzieliśmy się o chorobie Waldka. To są rzadkie sytuacje, nic przyjemnego, a on miał przecież duże plany. Wtedy był zresztą w bardzo dobrej formie, trafił do reprezentacji. Krótko potem dotarła do nas ta informacja. Początkowo myśleliśmy, że to coś łagodniejszego, ale po kilku mocniejszych treningach organizm zaczął mu odmawiać posłuszeństwa. Ciężko się z czymś takim pogodzić. Gdybym był na jego miejscu, mój świat też pewnie stanąłby na głowie - powiedział "Kotor".
Dziś Piątek odzyskał jednak wiarę w lepsze jutro. Pojawiła się ogromna szansa, że będzie zdrowy. To terapia bezinterferonowa, która kosztuje kilkadziesiąt tysięcy zł. Pomocną dłoń do swojego byłego piłkarza wyciągnął Lech, który z każdego sprzedanego biletu na mecz ze Śląskiem Wrocław 5 zł przeznaczy właśnie na ten cel. - Dawno nie było mnie w Poznaniu i muszę przyznać, że jestem wzruszony tą akcją. Takie rzeczy uskrzydlają - powiedział 36-latek.
Wszystko wskazuje na to, że suma zebrana w piątek całkowicie pokryje koszty terapii. - Może się nawet zdarzyć, że kwota będzie większa, ale wtedy nadwyżkę przekażemy innej potrzebującej osobie - zaznaczył Piątek, który ma dużą nadzieję na odzyskanie pełni sił. - Tuż po tym jak dowiedziałem się o chorobie, przechodziłem inną terapię, ale ona dawała tylko 30 do 40 procent szans na wyleczenie. Teraz to 98 procent, zresztą sporo ludzi, którzy mają tę kurację za sobą uzyskuje ujemne wyniki testów.
Jak będzie przebiegać leczenie? - Terapia nie niesie ze sobą tylu skutków ubocznych, co poprzednia, bo jest oparta na tabletkach. Są dwa ich typy, dobierane do genotypu. Leczenie ma trwać dwanaście tygodni. Poprzednio ono się wydłużyło aż do roku, dodatkowo miałem wtedy ciężkie momenty i wyglądało to nieciekawie. Teraz jestem zdecydowanie lepszej myśli - dodał Piątek.
Były bramkarz Kolejorza, nie kryje, że ma jeszcze sporo marzeń. - Chcę wrócić do Poznania, żyję tym celem. Nie wiem na ile mój organizm na coś takiego pozwoli, ale teraz czuję się dobrze i jestem uskrzydlony.
Piątek ma 36 lat i choć to jak na piłkarza wiek zaawansowany, to jego dobry kolega z boiska, Krzysztof Kotorowski profesjonalnie uprawia futbol, mimo że jest trzy lata starszy. - Dlatego nie wykluczam, że wrócę, choć obecnie nie jestem w stanie ocenić szans.
Najważniejsze, że były golkiper Lecha odzyskał pozytywne nastawienie. - Bez wsparcia nie ma motywacji, bez motywacji nie ma walki, bez walki nie ma wiary w siebie, bez wiary w siebie nie ma marzeń, bez marzeń nie ma celu, bez celu nasze życie nie ma sensu - powiedział, z trudem powstrzymując łzy. Oby wiara towarzyszyła mu już zawsze, a wkrótce mógł realizować marzenia.
Zobacz wideo: Powstał serial dokumentalny o Legii Warszawa
Źródło: WP SportoweFakty