Krzysztof Ratajczyk: Odciąłem się, bo musiałbym kłamać

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski

Koszulka Cantony

Piłka jest już dla niego tylko zabawą. Zanim tak się stało, musiał przejść jednak długą drogę. Po zakończeniu kariery nie miał na siebie pomysłu. - Nagle stajesz się "bezdomny". Idziesz do pośredniaka i kombinujesz, co dalej - wspomina. Żona Edyta pomogła mężowi w trudnych chwilach, gdy na przykład pojawił się alkohol. - Rozmawialiśmy. To były godziny tłumaczeń. Argumentami, płaczem, czasem tupnęłam nogą. Przekonywałam, że teraz trzeba odnaleźć się w nowym życiu. Krzysiek nie miał planów - opowiada małżonka piłkarza. - Piłka to świat zamknięty. Zawodnicy żyją meczem, treningiem, zgrupowaniem, dietą. Żaden z nich nie jest przygotowany na życie "po". Oni są ułomni, nie odnajdują się po skończeniu kariery - analizuje. Mąż się z nią zgadza. - Piłkarze muszą być odpowiednio prowadzeni, bo później ich dalsze losy kończą się alkoholizmem, a czasem samobójstwami - wtrąca Ratajczyk.

O tej przeszłości przypomina mu jedna z nielicznych pamiątek, którą trzyma w szafie. To koszulka Erica Cantony z Manchesteru United. Nieprana od meczu Ligi Mistrzów w 1996 roku. Obok nazwy sponsora są jeszcze ślady krwi po walce. - Pierwszy pojedynek, poszliśmy bark w bark... wygrałem. To relikwia - wspomina Ratajczyk. Przeciwko Francuzowi grał w fazie grupowej LM w barwach Rapidu Wiedeń. - Z Cantoną dogadaliśmy się łamanym angielskim. Powiedział, żebym przyszedł po meczu pod ich szatnię. Poczekałem na niego chwilę, wyszedł, uścisnął dłoń i poszedł. Taką miał klatę - rozkłada ręce na półtora metra. Opowiada z błyskiem w oku, jakby zdarzyło się to wczoraj.

Ludzie w Wiedniu coraz rzadziej zaczepiają go na ulicy. Czasem w pracy opowie o derbach Wiednia lub da autograf. Nikt go już nie nęka za przejście z Rapidu do Austrii w 2002 roku. A zdarzało się to zaraz po transferze. - Mieszkałem wtedy w dzielnicy Rapidu. Wracałem w nocy do domu i podskoczyło do mnie czterech chłopów. Dostałem strzał w tył głowy. W Rapidzie byłem kapitanem, nie mogli mi tego wybaczyć, że poszedłem do Austrii. Ja na to patrzyłem inaczej - jestem cudzoziemcem i traktowałem to jak zmianę pracy - opowiada.

Nie był to jego pierwszy incydent z kibicami. W 1991 roku też mu się dostało za zmianę klubu. Z Warty przeszedł do Legii. - Byłem z kumplem na piwie, w lokalu na starym mieście w Poznaniu. Podeszło do mnie kilku kibiców, wzięli mój kufel, zawartość wylali na głowę i kazali wy...ać z miasta. Pięciu karków, więc co miałem zrobić? Wstałem i wyszedłem. W Poznaniu byłem znienawidzony, bo nie poszedłem do Lecha. Niechęć odczuwałem przez wiele lat.

Jak niemiecki emeryt

Na temat piłkarza powstało wiele legend. - Dostawałam telefony z Polski z pytaniami, czy to prawda, że mąż mieszka pod mostem. Plotek było wiele: chciał mnie ponoć zabić, wylądował w wariatkowie, a później na ulicy - przypomina Edyta. - Ja, człowiek pod pantoflem? - uśmiecha się Ratajczyk. - Szczerze, to nie obchodzi mnie, co mówią o mnie ludzie. Wielu byłych sportowców pisze dziś książki. Często kłamią, żeby się to sprzedało. Ja tego nie chcę. Gdybym był szczery, to rozpadłoby się kilka rodzin, kilka osób straciłoby pracę. Po co mi to? - wzrusza ramionami.

Krzysztof Ratajczyk z żoną Edytą Krzysztof Ratajczyk z żoną Edytą

Żona stała za nim w wielu trudnych chwilach. Dziś chce go trochę "odkurzyć", nawet wypchnąć na siłę w świat piłki, bo wie, że tam czuł się najlepiej. - Nie chcę żyć marzeniami. Mogę funkcjonować jak niemieccy emeryci w filmach: jeździć, zwiedzać - zmienia temat Ratajczyk. - Piłka? Hmm... zawiesza głos. - Nie mów głupot, pewnie że byś chciał - przerywa mu Edyta. A on się tylko uśmiecha.

Z Wiednia
Mateusz Skwierawski, Mateusz Święcicki

 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×