90 minut z Filipem Starzyńskim: Głód piłki był ogromny

 Redakcja
Redakcja

Pierwsza myśl po wyjściu z gabinetu trenera?

- To proste - odchodzę!

Bardziej chodzi mi o to, czy czułeś duże rozczarowanie.

- Rozczarowanie było, nie mogło go nie być, ale z drugiej strony od trzech miesięcy nie grałem w piłkę, więc moją pierwszą myślą było, że muszę w końcu zagrać w meczu, poczuć piłkę przy nodze, zaliczyć jakieś spotkanie. Głód piłki był ogromny. Od razu skontaktowałem się z moim menedżerem, dwa dni później podpisałem umowę z Zagłębiem Lubin, a już trzy dni później byłem w Turcji na obozie przygotowawczym z nowym klubem. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie było nawet czasu na gdybanie. Rozpierała mnie energia, trzeba było udowodnić w Zagłębiu, że zasługuję na miejsce w wyjściowej jedenastce. Przecież w Lubinie nic nie dostałem za darmo, to mocny i ciekawy zespół, plac musiałem sobie wywalczyć.

Dotarły do ciebie artykuły z belgijskiej prasy, w których dostawało się trenerom KSC za to, że wypuścili z rąk takiego piłkarza?

- Nie dbam o to. Wiem, że takie teksty powstały, znajomi mi mówili, ale dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Satysfakcji nie czuję z tego powodu żadnej. Największą satysfakcję czułem po pierwszym meczu w barwach Zagłębia. W Chorzowie znów pokazałem, że żyję i mam się nieźle.

Z Belgii, mimo że nie grałeś, wróciłeś jako lepszy piłkarz? Gdy patrzyło się na twoje występy w pierwszej części wiosny można było odnieść wrażenie, że przeciwnicy poruszają się wokół ciebie w trybie slow motion.

- Trudno jest mi się odnieść do tego pytania. Wiem, że różne opinie krążyły i krążą na mój temat, ale uważam, że w Belgii czasu nie straciłem. Czy jestem lepszym piłkarzem? Na pewno mocno poprawiłem swoje parametry fizyczne, a to bardzo pomaga na boisku. Początek rundy miałem udany, bo przeszedłem przez niego na ogromnym optymizmie, głodzie gry. Ale co by nie mówić, forma nie wzięła się znikąd. W Belgii przecież normalnie trenowałem z drużyną, z każdych zajęć sporo wynosiłem. Jedyne, czego brakowało mi tam do pełni szczęścia, to gra. Teraz nadrabiam ten czas z nawiązką.

Jak radzisz sobie z tym, co dzieje się wokół ciebie po meczu z Finlandią? Telefon masz rozgrzany do czerwoności.

- Bardzo spokojnie, do tego szumu podchodzę ze sporym dystansem. Rzeczywiście dostaję więcej wiadomości, odczuwam większe zainteresowanie mediów, ale staram się, żeby to do mnie nie docierało, odcinam się od tego. Nie ma się co grzać, bo według mnie nic wielkiego się nie stało.

Ja bym tak nie powiedział - zagrałeś w wyjściowej jedenastce kadry, zaliczyłeś dwa kluczowe podania, strzeliłeś gola, zamieszałeś kibicom w głowach. W kilkadziesiąt minut stałeś się poważnym kandydatem do wyjazdu na Euro 2016.

- I ja się z tego bardzo cieszę. Powiem więcej - to, co wydarzyło się na stadionie we Wrocławiu, jest jednym z najfajniejszych przeżyć w mojej karierze! Ale to tylko kroczek w dobrą stronę. O meczu z Finlandią myślę trochę inaczej niż większość -jako występie, który nie jest szczytem moich możliwości. Chcę wierzyć, że potrafię grać jeszcze lepiej.

Większość ekspertów nie spodziewała się, że będziesz w stanie poziom z ekstraklasy przenieść do reprezentacji. Przed meczem rzeczywiście czułeś się mocny?

- Nie doszukujmy się w tym większej filozofii - chciałem wyjść na boisko i rozegrać dobre zawody. Nie za bardzo wiedziałem, czego mogłem się na boisku spodziewać, bo przecież tak naprawdę był to mój pierwszy mecz w reprezentacji z poważniejszym rywalem. Czułem się dobrze przygotowany fizycznie i mentalnie, o jakichś przeskokach poziomów, różnicach między ekstraklasą a kadrą się wtedy nie myśli.

Kiedy dowiedziałeś się, że z Finlandią zagrasz od pierwszej minuty? Od samego początku zgrupowania wiedziałeś, że z Serbią zagrają inni, a ty dostaniesz szansę we Wrocławiu?

- Dowiedziałem się dopiero podczas przedmeczowej odprawy. Selekcjoner nie odbywał ze mną żadnych dodatkowych rozmów. Przekazał tylko, że wymaga ode mnie, abym był pod grą, pokazywał się partnerom, był aktywny. Z tymi wskazówkami w głowie wychodziłem na boisko. Wydaje mi się, że ze swoich zadań się wywiązałem.

Miałeś wrażenie, że to był dla ciebie mecz o być albo nie być w szerokiej kadrze na Euro?

- W jakimś sensie owszem, ale z drugiej strony bardzo ważna jest forma, którą prezentuje się w klubie. Zresztą nawet gdy będzie się w dobrej dyspozycji, do kadry można się nie dostać, bo konkurencja na niektórych pozycjach, choćby na mojej, jest gigantyczna. Stąd moje podejście: nie podpalam się, nie myślę o kolejnych powołaniach, tylko o następnych meczach ligowych.

Po świątecznym zgrupowaniu czujesz, że bilet na Euro masz na wyciągnięcie ręki?

- W żadnym wypadku. Od zakończenia zgrupowania do ogłoszenia powołań jest do rozegrania dziewięć meczów. Żeby móc w ogóle marzyć o powołaniu, trzeba pokazać się nawet nie na dobrym, a bardzo dobrym poziomie. A i tak do Francji można nie pojechać. Marzyć jednak nikt nie może mi zabronić.

Rozmawiał Paweł Kapusta 

Więcej w "PN"

Nawet rok przerwy Żyry? Lekarze: Operacja dopiero po ustąpieniu obrzęku 

Najlepsi strzelcy w Europie. Suarez liderem, Lewandowski tuż za podium

PSG zagra w Manchesterze bez Davida Luisa i Matuidiego

Zobacz wideo: Trykot z San Diego i puchar od Bodo. Wystawa na stulecie Legii
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×