Michał Kołodziejczyk: Okazało się, że tutaj nie było trzeba przepisów, tutaj trzeba było dzwonić (komentarz)

PAP / Adam Warżawa
PAP / Adam Warżawa

Zamieszanie, jakie towarzyszy zakończeniu sezonu zasadniczego rozgrywek ekstraklasy, jest jak nasz futbol. Niby walczymy w słusznej sprawie, ale potem okazuje się, że poziom testosteronu zależy tylko od tego, kiedy ostatnio uprawialiśmy seks.

Lechia łaskawie rezygnuje z punktu, o który walczyła kilka miesięcy, wysyłając listy ponaglające PZPN, by nie czekał 47 dni. Jak z listu do Koryntian: "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku". Lechia kochała prawo, możliwość odwoływania się do kolejnych instancji, i w Lechię zaczęli wierzyć ci, którzy kochają miłość do prawa. Lechia, po odjęciu jej punktu przez PZPN, odwołała się do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl "tak szybko", korzystając z opieszałości związku piłkarskiego, jak mogła. Trybunał zareagował jeszcze szybciej. To nic, że brzmiało to tak, jakby Laguna miał złamać poprzeczkę.

Lechia dostała punkt z powrotem, a w jej sprawie wypowiadały się prawnicze głowy, jak były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski - tylko po to, by bronić samego prawa do odwołania się do wyższej instancji.

Okazało się, że tutaj nie było trzeba przepisów, tutaj trzeba było dzwonić. Trzy dni po zawieszeniu kary ujemnego punktu Lechia wniosek wycofała i liga może toczyć się swoim rytmem. Wycofała strasznie odważnie, bo już tego punktu nie potrzebowała. Już wygrała z Ruchem i zapewniła sobie nieróbstwo w pierwszej ósemce. Hiszpanie mówią coś o Grandes Cojones, ale nigdy nie wiedziałem dokładnie, co to znaczy. To chyba życzenia na Wielkanoc. Wielkie brawa dla ludzi obsługujących media społecznościowe gdańskiego klubu, że jednego dnia coś bardzo lubią, a drugiego już bardzo nie. Gratuluję zarobków.

Niby nic się nie stało. Lechia i tak wygrała z Ruchem w ostatniej kolejce rundy zasadniczej, nie zrobiła nic złego. Ale ta liga nie ma jaj od morza po góry. Nagle marudzi trener Podbeskidzia Bielsko-Biała Robert Podoliński, które na odwołaniu Lechii najwięcej by skorzystało, bo świetna gra drużyny w ostatnich meczach zostałaby nagrodzona dwoma miesiącami spokoju w górnej ósemce tabeli. Marudzi bez podstaw.

Bogusława Leśnodorskiego, prezesa i współwłaściciela Legii Warszawa, można lubić, albo nie. Pewnie dobrze się z tym czuje, że nie ma wobec niego obojętnych. Leśnodorski w sobotę zaproponował na Twitterze rozegranie barażu między Ruchem Chorzów a Podbeskidziem, by nie było żadnych nieporozumień. Niby pomysł-abstrakcja, ale ponoć spodobał się nawet Zbigniewowi Bońkowi. Sam prezes firmy "Łączy nas Piłka" był gotowy, by do tego meczu doszło. Zibi zawsze lubił, kiedy prawda wychodziła na boisku. Ale Podbeskidzie odmówiło ustami swojego rzecznika, a później prezesa.

Jeśli myślicie, że w tej futbolowej wojnie ktoś jest pokrzywdzony, to jesteście w dużym błędzie. Tu nie ma wygranych i przegranych. To pytania o Cojones, ale nie znam hiszpańskiego.

Michał Kołodziejczyk

#dziejesienazywo: Afera w Ekstraklasie wyjaśniona. Gorący komentarz prezesa. "To nie może się powtórzyć"

Źródło artykułu: