Dramat mistrzów świata sprzed 50 lat. Po kolei zapadają na chorobę Alzheimera

Główną przyczyną mają być piłki z połowy ubiegłego wieku. Kiedy padał deszcz były tak ciężkie jak sporych rozmiarów cegłówka. Z każdą kolejną "główką" ówcześni bohaterowie niszczyli mózg. Nieodwracalnie.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Getty Images / Mark Leech / Contributor

Styczeń 2002 roku, szpital w Burton upon Trent (Anglia). Lekarz kończy właśnie kolejną sekcję zwłok. - Ten gość był chyba zawodowym pięściarzem - przecina ciszę, mówiąc do kolegi, który przy stole obok zajmuje się innym ciałem. - Jego mózg był w takim stanie, jakby to on walczył w 1974 roku z Muhammadem Alim, a nie Goerge Foreman. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem.

Drugi lekarz podszedł do tabliczki informacyjnej przy łóżku denata. Przeczytał nazwisko. - Stary, żartujesz? - mówi. - Czy ty naprawdę nie wiesz, kim był Jeff Astle? Czy zgrywasz głupka?

Widząc dezorientację na twarzy kolegi, kontynuuje: - To piłkarz, który w 1966 roku wywalczył mistrzostwo świata. Dla naszego kraju.

- Nie rozumiem. To co on robił? Uderzał codziennie głową w mur i to setki razy?

Piłka jak cegłówka

Śmierć Jeffa Astle zaniepokoiła Anglików. Legendarny piłkarz, mistrz świata, wielka gwiazda - zmarł w wieku zaledwie 60 lat. Lekarze nie mieli wątpliwości, jego mózg był zmasakrowany. Astle był znany z tego, że doskonale grał głową. A 50 lat temu piłki w niczym nie przypominały dzisiejszych, kosmicznych modeli. To był kawał ciężkiej skóry, który namoknięty (a na Wyspach Brytyjskich często pada) osiągał wagę dorodnej cegły.

- Każdy mecz pozostawiał na mojej głowie ślad, kilka nowych guzów, siniaków, otarć - mówił jeszcze kilka lat temu w jednym z wywiadów dla BBC inny mistrz świata z 1966 roku, Nobby Stiles.

Dzisiaj już wiemy, że niestety Stiles jest kolejną ofiarą ciężkich piłek. "Daily Mail" opublikowali właśnie artykuł, który wywołał spore zamieszanie. - Trzech członków zwycięskiej ekipy z 1966 roku cierpi na chorobę Alzheimera. Są obawy, że ich mózgi zostały uszkodzone przez ciężkie piłki, którymi grali przez wiele lat - napisała Victoria Finnan, angielska dziennikarka.

Chodzi o wspomnianego już Nobby'ego Stilesa, Martina Petersa oraz Raya Wilsona. Wszyscy grali w wyjściowym składzie pamiętnego finału sprzed 50 lat. 30 lipca 1966 roku Anglicy pokonali po dogrywce (4:2) Niemców i zostali pierwszy (i zarazem ostatni) raz mistrzami świata. Jedną z bramek zdobył Peters.

"Miałem szczęście, bo stałem na bramce"

Anglicy chcą hucznie uczcić jubileusz. 50-lecie zobowiązuje. Niestety, organizatorzy obchodów zostali poinformowani przez rodziny i lekarzy całej trójki, że bohaterowie mundialu z 1966 roku raczej nie będą mogli przyjechać.

- To jest całkiem realne. Mózg może zostać uszkodzony przez uderzanie piłki głową. Zwłaszcza tak ciężką i tak często, jak to miało miejsce kilkadziesiąt lat temu - przyznał jeden z najlepszych specjalistów od neurochirurgii, Michael Grey.

- Miałem szczęście, bo stałem na bramce - dodał bramkarz z pamiętnej ekipy, Gordon Banks. - Jak widzę teraz moich starych kumpli, to aż chce mi się płakać. Z wieloma jest coraz trudniej się spotkać. Nie jest z nimi dobrze.

Wilson ma 81 lat, z Alzheimerem walczy od 2004 roku. Peters jest młodszy (72 lata), ta groźna choroba dopadła go trzy lata temu. Podobnie jak 73-letniego Stilesa, który jest pod stałą opieką lekarzy od 2012 roku.

- Jest mi bardzo przykro, że wielu z członków tej wyjątkowej ekipy tak cierpi - powiedział na łamach "Daily Mail" wiceszef Zawodowego Związku Piłkarzy, John Bramhall.

W rozmowie z dziennikarzem "The Mirror", Warrenem Mangerem, dodał: - Dochód z naszych wystaw, które organizujemy w różnych częściach kraju z okazji 50-lecia wywalczenia tytułu mistrzowskiego przekażemy na leczenie naszych bohaterów. To nasz obowiązek. Nie może być inaczej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×