Tylko dwie drużyny - Arka Gdynia i Wisła Płock straciły mniej goli na wiosnę. To nie zmienia faktu, że Sandecja traci je w niepokojący sposób. Wspólnym mianownikiem wszystkich akcji, po których rywale sądeckiej drużyny strzelali bramki w rundzie wiosennej, jest osoba Martina Cseha. 27-letni słowacki stoper dołączył do zespołu podczas zimowych przygotowań i zagrał we wszystkich ligowych spotkaniach w pełnym wymiarze czasowym.
Cseh może się pochwalić ciekawym CV, w którym ma grę w reprezentacji Słowacji U-21, 68 meczów i 3 gole w czeskiej Ekstraklasie dla Bohemians Praga i 22 występy na drugim szczeblu czeskich rozgrywek piłkarskich. Wychowanek Slovana Bratysława przez 7 lat reprezentował barwy praskiego klubu. Zimą 2015 roku przytrafiła mu się kontuzja kolana, po której już nie zagrał ani jednego meczu w I drużynie Bohemians, zaliczył jedynie 6 gier w rezerwach. Po wygaśnięciu kontraktu zakotwiczył w Sandecji.
Zaufanie, którym został obdarzony zostało już nadszarpnięte. Słowak maczał palce przy wszystkich bramkach straconych wiosną przez biało-czarnych. Zaczęło się w 22. kolejce podczas wyjazdowego starcia z Chrobrym Głogów. Przy prowadzeniu Sandecji, grający w osłabieniu gospodarze posłali długą piłkę z linii środkowej przed pole karne. Tam Cseh nie sięgnął jej przy próbie przyjęcia w powietrzu prawą nogą. Efekt? Gol Damiana Sędziaka i strata 2 punktów.
Następne 3 mecze piłkarze z Nowego Sącza grali na zero z tyłu, ale problemy pojawiły się znów w 26. kolejce, podczas meczu z Zagłębiem w Sosnowcu. Przy bramce na 1:0 słowacki stoper dał się łatwo ograć na prawej flance Michałowi Bajdurowi. Rywal uciekł i zaliczył asystę przy golu Adriana Paluchowskiego.
Można też przyczepić się do postawy Martina Cseha przy golu na 2:0. Akcja zaczęła się od straty Arkadiusza Aleksandra, po której piłka trafiła do Michała Fidziukiewicza. Napastnik przebiegł kilkadziesiąt metrów i przy biernej postawie obrońców strzelił nie do obrony. Cseh był najbliżej Fidziukiewicza i już 30 metrów od bramki mógł go zatrzymać, sfaulować - wystarczyło zrobić krok do przodu. Wybrał jednak wariant czekania, co nie okazało się dobrą decyzją.
Zostaje jeszcze sytuacja z piątku. Sandecja podejmowała u siebie Arkę Gdynia i przegrała 0:1 po golu Dariusza Formelli z 21. minuty. Najpierw Tadeusz Socha posłał długą piłkę z prawej strony boiska. Ta odbiła się od linii bocznej pola karnego. Wydawało się, że słowacki obrońca ma wszystko pod kontrolą i wybije piłkę głową na aut. Zrobił to na tyle niefortunnie, że tylko ją podbił w przeciwnym kierunku. Od razu skorzystał z tego Mateusz Szwoch, podał na 15 metr do Formelli, który uderzył mocno, zaraz przy słupku.
- Niestety, piłka jest grą błędów. Taki nam się przytrafił i Arka od razu go wykorzystała. Szkoda, bo pewnie mecz potoczyłby się inaczej - skomentował tę akcję napastnik Arkadiusz Aleksander. - Głupi błąd, zawodnik Arki przejął piłkę i dograł dobrze, padła bramka. Popełniamy błędy, ale na pewno wyniesiemy z tego jakąś naukę - dodał prawy obrońca Przemysław Szarek.
Trener Radosław Mroczkowski pytany o wpadki Martina Cseha, wziął go w obronę. - Analizujemy spotkania i wiemy, że błędy się nam przytrafiają - nie tylko Martinowi. Konsekwencje ponosi cały zespół i patrzymy na to w takich kategoriach. Nie będziemy obwiniać jednego zawodnika. Ktoś popełnia ten błąd, ale konsekwencja jest zespołowa - podkreślił szkoleniowiec Sandecji Nowy Sącz.
Mimo porażki z Arką Gdynia, ekipa z Małopolski utrzymała 9. miejsce w I lidze i jest czwartą siłą zaplecza Ekstraklasy na wiosnę. Jeśli chodzi o środkowych obrońców, na kolejny mecz z MKS-em Kluczbork będzie większy wybór. Do Witalija Berezowskiego i Martina Cseha, którzy wystąpili w starciu z liderem rozgrywek, dołączy powracający po pauzie kartkowej Dawid Szufryn.