Połowa maja, Warszawa. Przygotowania do imprezy trwają w najlepsze. Szampany się chłodzą, didżeje montują sprzęt, kelner ostrzy nóż do krojenia tortu. Kończą się mecze ostatniej kolejki grupy mistrzowskiej, tort wjeżdża na VIP-owską salę, goście maję zaraz zaśpiewać, że mistrzem Polski jest Legia, aż tu nagle z tego tortu - jak w "Ojcu Chrzestnym" - wyskakują piłkarze Piasta i zgarniają tytuł Legii sprzed nosa.
Taki jest ambitny, gliwicki plan.
Na cztery kolejki przed końcem ligi lidera z Warszawy i wicelidera z Gliwic dzielą tylko trzy punkty. Niby wszystko jest pod kontrolą, Legia Warszawa w piątkowym meczu z Cracovią pokazała moc i dała sygnał, że teoretycznie nic złego stać się jej nie może. Nic bardziej mylnego. W czwartek gra na wyjeździe z rewelacyjnym i nieobliczalnym Zagłębiem Lubin. Piast Gliwice w najbliższej kolejce zmierzy się u siebie z Pogonią Szczecin. A że w końcu przestał przegrywać i zaczął przypominać samego siebie z poprzedniego roku, więc można zakładać, że Legia mu nie ucieknie.
Tymczasem po weekendzie majowym w Warszawie mecz Legia - Piast. I wszystko na to wskazuje, że to będzie spotkanie sezonu.
Legia musi, Piast może. Tak jak w Anglii muszą Manchestery, Arsenale i inne Chelsea, a może Leicester City. Brytyjskie przebiegłe i bezczelne "Lisy" za nic mają wielkość przeciwników. Zaatakowały niespodziewanie i nie odpuszczają. Zyskały tym sympatię. Pewnie zostaną mistrzem Anglii. Polsko-czeskie kreciki z Gliwic do gardeł się nie rzucają, ale konsekwentnie podkopują dołki pod kolejnymi rywalami. Co najważniejsze - skutecznie.
ZOBACZ WIDEO Jakub Szmatuła o obronionym karnym: To był punkt przełomowy
{"id":"","title":""}
Piast rośnie. Początek roku miał byle jaki, mogło się wydawać, że to, co miał ugrać w tym sezonie, ugrał jesienią. Zdarzały już się takie przypadki. Górnik Zabrze za czasów Adama Nawałki miał w zwyczaju mieszać w lidze w pierwszej części sezonu, a w rundzie rewanżowej przegrywał jak leci. W poprzednim sezonie GKS Bełchatów był liderem, a potem spadł z ligi. Gliwiccy zawodnicy na początku sezonu właśnie ten przykład podawali, gdy oficjalnie starali się nie bujać w obłokach.
A jednak twardo trzymają się ścisłego topu. Mało tego, teraz przebudzili się w najlepszym możliwym momencie, nie przegrali już czterech kolejnych meczów. W niedzielę Piast rozbił Lechię 3:0, pokazując futbol z jesieni: pewny siebie, wybiegany, nie do zdarcia, z dokładnymi podaniami Patrika Mraza, Jakubem Szmatułą broniącym jak w transie i skutecznymi napastnikami.
Robi wszystko, aby warszawską fetę skutecznie popsuć.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk