Na początku kwietnia, po dziwnym meczu Podbeskidzie ograło Jagiellonię na jej terenie w stosunku 3:0. Dwa samobóje plus rzut karny załatwiły sprawę. W niedzielne popołudnie gospodarze wzięli rewanż, zdobywając decydującego gola w doliczonym czasie gry. Trenerom towarzyszyły skrajne emocje.
- Nie zawsze można wyjeżdżać z Białegostoku w dobrych humorach, tak jak ostatnio. Co prawda zagraliśmy lepszy mecz, ale zabrakło nam wyrachowania. Sztuką było stracić bramkę w doliczonym czasie gry. Taka jest jednak piłka i nic na to nie poradzimy. Razem wygrywamy i razem przegrywamy - mówił z marsową miną Robert Podoliński.
Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało czwarty mecz z rzędu i widmo spadku zajrzało w oczy Górali na poważnie. - Zrobimy wszystko by utrzymać ekstraklasę w Bielsku. Jesteśmy jednak w skrajnie trudnej sytuacji, ale pokazaliśmy w tym sezonie, ze tanio skóry nie sprzedajemy - bojowo oznajmił trener.
Wygrana pozwoliła Jagiellonii zrobić olbrzymi krok ku utrzymaniu. Michał Probierz wreszcie mógł uścisnąć rękę szczęściu. - Kiedy było 1:1 i wyraźnie przeważaliśmy, pomyślałem, że szczęście musi się wreszcie skumulować. Jest pewien limit pecha. Udało się. Jest w tym wszystkim wiele euforii, ale to normalne gdy wraca się z tak dalekiej podróży. Humory wróciły. Jest trochę spokoju, ale utrzymania jeszcze nie wywalczyliśmy. Jedziemy do Krakowa naładowani i tam postaramy się o dobry wynik - mówił tuż po spotkaniu opiekun Jagiellonii.
ZOBACZ WIDEO Piotr Mandrysz: zapowiada się gorąca końcówka (źródło TVP)
{"id":"","title":""}