W bagażniku, z fałszywym paszportem. Tak czołowi polscy piłkarze uciekali z PRL

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Czyn Pohla został zakwalifikowany jako zdrada ojczyzny. Piłkarzowi groziło wieloletnie więzienie, a Komenda Miejska Milicji Obywatelskiej w Gliwicach prowadziła nawet działania operacyjne. Oczywiście do ówczesnych mass mediów, kontrolowanych przez komunistyczne władze, nie przedostało się ani jedno zdanie dotyczące tej sprawy.

Niby na urlop, a tak naprawdę...

Głównie uciekali piłkarze z Górnego Śląska. Wielu z nich miało w Republice Federalnej Niemiec najbliższych, którzy pomagali w zorganizowaniu ucieczki. Na dodatek sportowcy posiadali niemieckie korzenie, co ułatwiało możliwość otrzymania obywatelstwa w zachodniej Europie. Eryk Nowara, Eugeniusz Piechaczek, Joachim Pierzyna - to tylko bardziej znani piłkarze, którzy uciekali w latach 50. i 60. ubiegłego wieku.

W listopadzie 1976 roku na wycieczkę do Jugosławii wyjechał reprezentant Polski juniorów - Helmut Dudek. Otrzymał paszport i pozwolenie na wyjazd, bo PZPN widział w nim wielki potencjał. Koledzy z Szombierek Bytom patrzyli na niego, jakby wygrał los na loterii. Wakacje w Jugosławii. To było coś!

Dudek tak naprawdę nawet przez moment nie pomyślał o wypoczynku. Miał 19 lat, całe życie przed sobą, nie chciał spędzić go w Polsce. - Podczas jednego z wyjazdów do Niemiec nawiązałem kontakt z agentem piłkarskim, który obiecał mi kontrakt - wspominał wiele lat później.

W Jugosławii wyszedł z hotelu i już więcej nie wrócił. W 1978 roku odnalazł się w Moenchengladbach. A dokładnie w szerokiej kadrze Borussii, która była wówczas jednym z najlepszych klubów nie tylko w RFN, ale i całej Europie. Rok później wywalczył Puchar UEFA. Co prawda polski obrońca w Moenchengladbach pełnił rolę głębokiego rezerwowego i w ciągu dwóch sezonów zagrał zaledwie w sześciu meczach Bundesligi i czterech spotkaniach pucharów europejskich. Oczywiście nie zmienia to faktu, że zapisał się na stałe w historii polskiego sportu. Jako pierwszy zawodnik znad Wisły, który triumfował w finale europejskich pucharów. Nie zmieni tego fakt, że do upadku komunizmu praktycznie nikt o tym nie wiedział. Przecież dziennikarze w PRL-u nie mogli napisać takiej informacji.

Jak można było stracić 800 tysięcy marek

Marek Leśniak. Na podstawie jego historii mógłby powstać świetny scenariusz filmowy. Sława legendarnego "Misia" byłaby poważnie zagrożona. 18 maja 1988 roku, po meczu eliminacyjnym do igrzysk olimpijskich w Seulu (Dania-Polska), z hotelu w Kopenhadze piłkarz Pogoni Szczecin po prostu zniknął.

- Nie miałem wyjścia - mówił po latach. - Upominało się o mnie wojsko, więc czekał mnie dwuletni pobyt w Legii Warszawa. Nie chciałem iść do stolicy. Jednak doskonale wiedziałem, co mnie czeka, jak odmówię. Przecież Rysiek Robakiewicz tak zrobił i w 1985 roku został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Nie miałem zamiaru zostać kryminalistą.

A działacze nawet nie chcieli słyszeć o transferze. Nawet kiedy klubowy fax w Szczecinie odebrał propozycję Bayeru Leverkusen - dwa miliony marek. Bajeczne pieniądze!

Leśniak więc uciekł. Służba Bezpieczeństwa natychmiast rozpoczęła akcję mającą zdeprecjonować zawodnika. - Należy stwierdzić, że M. Leśniak nie odbiegał od wizerunku przeciętnego piłkarza I ligi. Najwyższą wartość dla niego stanowiły finansowe profity oraz otrzymywane różnego rodzaju ulgi, [takie] jak szybkie uzyskiwanie i zamiany mieszkań na coraz wyższy standard, asygnaty na samochody, indywidualny tok nauczania w szkole średniej, jak i na uczelni. Wysokie zarobki niepokrywające się z umiejętnościami, demoralizująco wpływające na jego postawę, utrzymywały go w przeświadczeniu swojej dużej wartości. Prowadził on niehigieniczny tryb życia, kolidujący z etyką sportowca (palenie tytoniu, nadużywanie alkoholu) - do takiego dokumentu w oficjalnych archiwach dotarł historyk, Sebastian Pilecki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×